Grudzień to ten czas, kiedy pomagamy najchętniej. Organizujemy się w grupy, poszukujemy tych, których można wesprzeć, robimy zbiórki, kupujemy, obdarowujemy. Jesteśmy wzruszeni, zadowoleni i usatysfakcjonowani tym, że możemy się podzielić tym, co posiadamy. Widzimy radość w oczach obdarowanych i cieplej robi się nam na sercu. Czujemy się po prostu lepsi.
Sama jestem częścią takiej akcji. Od trzech lat z grupą znajomych organizujemy pomoc dla rodzin biorących udział w Szlachetnej Paczce. Sprawia nam to wszystkim wielką radość. Robimy to z ochotą, nie szczędząc ani czasu, ani środków. O radości na twarzach obdarowanych rodzin, a zwłaszcza ich najmłodszych członków, nie wspomnę, bo jest to uczucie bezcenne. Ale nie o tej okazjonalnej formie niesienia pomocy chciałam napisać.
Chcę zwrócić uwagę na fakt, że dobro i potrzeby drugiego człowieka powinniśmy mieć na uwadze bez względu na czas i porę roku. Bo, czy rodziny, które w grudniu piszą w listach, że potrzebne są im środki czystości albo produkty żywnościowe nie będą ich potrzebowały w marcu czy lipcu? Czy kupione dzieciom buty na zimę będą zdatne także podczas wakacji? Oczywiście, że nie. Rodziny, które same nie są w stanie same poradzić sobie z codziennym funkcjonowaniem, potrzebują wsparcia i uwagi przez cały rok. Tak samo, jak rodziny, które borykają się z chorobami swoich członków. Pytanie, kto tak naprawdę powinien to wsparcie nieść. My, czyli sąsiedzi lub anonimowi ludzie, czy państwo, które z jednej strony hojnie dzieli 500 złotych równo między wszystkimi, a z drugiej strony nie zauważa rodzin, które borykają się z problemami dnia codziennego, bo nie kwalifikują się do pomocy ośrodka pomocy społecznej.