Filigranowa blondynka o pięknym szerokim uśmiechu. Niezwykle sympatyczna i pogodna. Jakby na przekór temu, co ją spotkało. Od kilku lat 25-letnia Paulina Juszczak z Wszechświętego toczy najważniejszy bój w swoim życiu. – Nie poddaję się. Walczę – mówi.
To właśnie dla niej mieszkańcy Oleśnicy i okolicznych miejscowości organizują zbiórki datków. Walka z rakiem jest kosztowna. 22 tys. zł miesięcznie. Całą kwotę rodzina Pauliny musi pokryć sama, bo bezduszny system opieki zdrowotnej w Polsce nie potrafi podjąć decyzji, by zrefundować chorej kobiecie zakup leków. – Profesorowie z kilku polskich klinik, podczas konsylium dotyczącym przypadku Pauliny, zdecydowali, że córka powinna przyjmować lek, który oficjalnie przypisany jest do innego rodzaju nowotworu – wyjaśnia mama Pauliny, Agnieszka. – Lek ma pomóc, ale NFZ go w tej sytuacji nie refunduje. Jesteśmy zdani na siebie.
To jeden z kilku wstrząsających faktów związanych z leczeniem Pauliny. – Kiedy córka po raz pierwszy kończyła walkę z nowotworem lekarze nie podjęli decyzji o podaniu leku, który uchroniłby jej organizm przed wznową – mówi pan Agnieszka. – Dopiero, gdy choroba wróciła dowiedzieliśmy się, że był to bardzo duży błąd.
Gdy dwa lata temu nowotwór znów dał o sobie znać Paulina nie trafiła już do tamtego szpitala. Pod swoje skrzydła wzięła ją prof. Alicja Chybicka. – To nie było takie oczywiste, bo córka była już dorosła – przyznaje mama kobiety. – Pani profesor wyraziła jednak zgodę, bo choroba, na którą cierpi Paulina jest schorzeniem wieku dziecięcego. Tak naprawdę jest duże prawdopodobieństwo, że nowotwór rozwijał się w jej organizmie od lat, a dopiero niedawno dał o sobie znać.
Pod opieką prof. Chybickiej Paulina była przez dwa lata. Latem ubiegłego roku lekarze postawili diagnozę: nowotwór udało się pokonać, ale trzeba podać lek, który uchroni organizm przez jego powrotem. – Kilka miesięcy czekaliśmy aż ktoś tam u góry podpisze dokument, że córka może przyjmować lek. Zwlekano zbyt długo. Pod koniec roku Paulina wróciła do szpitala, bo choroba znów dała o sobie znać – mówi smutno pani Agnieszka.
Paulina jest wdzięczna wszystkim, którzy angażują się w pomoc dla niej. – Nie znam słów, którymi mogłabym im podziękować – mówi wzruszona i z uśmiechem patrzy na córeczkę bawiącą się w pokoju. – Zuzia nie pamięta mnie innej niż teraz. Dla niej to nic dziwnego, że mama ma podawaną kroplówkę, albo musi leżeć w łóżku – mówi. Pani Agnieszka na co dzień opiekuje się i córką, i 3-letnią wnuczką. – Mój mąż musi pracować, tak samo zięć. Trzeba to wszystko spinać, bo potrzeby są ogromne. Bez pomocy rodziny i przyjaciół, ale też zupełnie obcych ludzi nigdy byśmy nie dali sobie rady – puentuje.