Czy mieszkańcy tęsknią za handlem pod chmurką? Tak i to bardzo. Kiedy kilka tygodni temu na portalu OlesnicaInfo.pl pojawiły się zdjęcia burzonego Zielonego Rynku wraz z pytaniem, czy oleśniczanie pamiętają to miejsce, zaroiło się od wspomnień.
Komentujący pisali, jak to lubili jarmark działający przez wiele lat w centrum miasta, jak tęsknią za możliwością robienia zakupów od lokalnych producentów i rolników. Z tym faktem nikt nie dyskutuje – dawny jarmark – choć kłuł w oczy swoją brzydotą i wieloletnim zaniedbaniem, był miejscem, do którego chętnie szło się po przysłowiową marchewką. Dzisiaj nie ma takiego miejsca w Oleśnicy. Targowisko przy ul. Wrocławskiej i sąsiadujące z nim stoiska przy Bazarze za Bramą, takiej funkcji nie pełnią, bo są dostępny tylko trzy razy w tygodniu. Poza tym miejscówka, jakby jej nie zaklinać, nie przyjęła się wśród klienteli. Te moje przemyślenia zbiegły się ostatnio z dwiema sprawami.
Na ostatniej sesji Rady Gminy Oleśnica pojawił się temat braku miejsca, w którym rolnicy mogliby sprzedawać swoje plony. Musiałoby ono – to oczywiste – powstać w Oleśnicy, bo Oleśnica to serce powiatu. Tutaj przyjeżdża się na zakupy z mniejszych miejscowości, tutaj wreszcie żyje najwięcej ludzi. Kilka dni później w sieci „wyskoczyło” mi zdjęcie opublikowane przez polskich dziennikarzy mieszkających w Waszyngtonie. „W naszej okolicy w sobotę zamykana jest jedna z ulic. Przyjeżdżają okoliczni farmerzy, którzy oferują swoje produkty. Stawiają namioty, wyciągają z ciężarówek skrzynki. Nikt nie marudzi, że to prowizorka” – napisali.
A może by tak wziąć przykład i stworzyć podobne miejsce także u nas? Tyle że takie, w którym można by robić zakupy codziennie. Wiem, że to trudne, że w mieście cierpimy na deficyt gruntów, ale uważam, że w tych trudnych czasach, to gra warta świeczki.