Oleśniczanka Joanna Brodnicka maluje i czesze zmarłych: chciałam pokonać lęk i to się udało

Czym jest tanatokosmetologia, którą się Pani zajmuje?
Tanatokosmetologia to szeroka dziedzina, ale ja zajmuję się tylko jej częścią, a dokładnie czeszę zmarłych i wykonuję im makijaż. Nie myślałam nigdy o tym, by zająć się ciałem zmarłego kompleksowo, a tak działają niektóre osoby z tej branży. Należy do nich mycie zmarłego, cała dezynfekcja ciała, kosmetyka, a nawet chirurgia pośmiertna.
Skąd zatem pomysł na to zajęcie?
Jeszcze kiedy byłam uczennicą fryzjerstwa do zakładu, gdzie miałam praktyki przeszła pani z oleśnickiego zakładu pogrzebowego z pytaniem, czy któraś z nas zajęłaby się przygotowaniem zmarłego do pochówku. Moja ówczesna szefowa przyjęła propozycję i zapytała, czy chcę pójść z nią. W pierwszym odruchu nie zamierzałam się zgadzać, bo miałam w sobie strach wynikający ze złych doświadczeń w dzieciństwie. Potem jednak pomyślałam, że to być może będzie dobra okazja, by się tej traumy pozbyć.
Rozumiem, że się udało?
Tak, zdecydowanie. Liczyłam na to, że pokonam swój lęk i tak było. W prosektorium ogarnął mnie wewnętrzny spokój i po prostu dałam radę. Byłam z siebie dumna i wtedy zdecydowałam, że mogę i chcę to robić.
Kim była pierwsza osoba, którą pani przygotowała do pochówku?
To był mężczyzna. Jego rodzina podziękowała mi potem za pracę i to bardzo mnie ucieszyło. Pomyślałam, że dobrze jest móc pomagać ludziom w tak trudnych dla nich chwilach.
No właśnie, w tej pracy ma Pani do czynienia ze zmarłymi, ale też i z ich rodzinami.
Tak, bliscy zmarłych bardzo często proszą o rozmaite przysługi. Często zdarza się, że dostaję zdjęcie osoby, która odeszła, żebym mogła ocenić, jak wyglądała za życia. Bywa i tak, że bliscy chcą uczestniczyć w przygotowaniu razem ze mną i tak też się dzieje. Nie ukrywam, że nie jest to dla mnie proste, bo wtedy trudniej się skupić na pracy. Ze strony bliskich są zawsze duże emocje, co jest oczywiste, a to nie pomaga.
Czy każde zlecenie to dla Pani stres?
Tylko do momentu wejścia do prosektorium. Oczywiście wiem wcześniej, czy zastanę tam kobietę czy mężczyznę, czy osobę starszą czy młodą. Nie wiem jednak w jakim stanie będzie ciało. To budzi lekki stres, ale on szybko mija.
Czy przygotowywała Pani do pochówku osobę, którą wcześniej Pani znała?
Tak, była to m.in. moja klientka i przyznaję, że było inaczej niż w przypadku osoby zupełnie obcej. Przygotowywałam także moją prababcię i był to pierwszy i ostatni raz, gdy podjęłam się tej pracy w stosunku do osoby z mojej rodziny. Nie byłam w stanie się skupić, były duże emocje. To było dla mnie po prostu za ciężkie.
Ile lat miała najmłodsza osoba?
Pamiętam, że to była 16-letnia dziewczyna, która popełniła samobójstwo. W takiej chwili w człowieku pojawia się pytanie, co się stało, że ktoś w takim wieku odebrał sobie życie. Przyznam jednak, że szybko trząsam się z takich myśli. Nie mogę analizować, przeżywać, bo nie mogłabym wykonywać tej pracy.
Jakie zabiegi najczęściej Pani wykonuje?
W moim zainteresowaniu są fryzura oraz makijaż. Wykonuję go takimi samymi kosmetykami, jak w przypadku osób żywych, bo są bardziej naturalne. Wiadomo, że inaczej zrobię go u mężczyzny, inaczej u młodszej kobiety, a jeszcze inaczej u starszej pani. Bywa, że moja ingerencja jest znikoma, a bywa i tak, że muszę popracować dłużej, by wygląd osoby zmarłej był zadowalający dla jej bliskich.
Jak na profesję zareagowali Pani bliscy, a jak znajomi?
Od rodziny na początku usłyszałam tylko pytanie, czy na pewno jest to dla mnie bezpieczne. Znajomi często opowiadali innym z dumą, że mają taką odważną koleżankę. Teraz to już chyba stało się bardziej powszechne.
Już wiem, że nie boi się Pani zmarłych, a czy Joanna Brodnicka boi się śmierci?
Zmarłych faktycznie się nie boję, bardziej przerażają mnie niektórzy ludzie, którzy żyją. A co do śmierci? Swojej boję się i to bardzo.