Dla jednych to atut, dla drugich samo zło. O czym piszę? O określaniu Oleśnicy mianem sypialni Wrocławia.
Rozmawiając z jednym z samorządowców spoza powiatu oleśnickiego, usłyszałam słowa, które zapadły mi w pamięć. Ów lokalny polityk, który także mieszka w gminie położonej blisko Wrocławia, powiedział, że dla niego bliskie sąsiedztwo stolicy regionu to nie przekleństwo, a atut. Warunek jest jeden. Musimy być dumni z miejsca, w którym żyjemy. Mam wrażenie, że im dalej w las, tym gorzej z tym u nas. Ale po kolei. Gdyby 20 lat temu ktoś nam powiedział, że będziemy mieć w Oleśnicy fajne obiekty sportowe, salę widowiskową, ścieżki rowerowe i piękne wyremontowane stawy, skakalibyśmy z radości.
Zresztą dobrze pamiętam, że każda informacja o takiej inwestycji, a potem jej realizacja bardzo mieszkańców cieszyła. Mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, że byliśmy mniej marudni, nadąsani na rzeczywistość i siebie samych. Dzisiaj jesteśmy „na nie”. Na wszystko. Powstała wschodnia obwodnica Oleśnicy – wielkie rzeczy; powstało rondo przy Dobroszyckiej – jakieś takie krzywe, będziemy się ślizgać; nie mówiąc o „klasykach”, czyli sala za mała, hala za niska, lodowisko za ciasne itp. Nie twierdzę, że nie należy patrzeć krytycznie, mówić o błędach, starać się przekonywać do swoich racji.
Nie ma ludzi nieomylnych, a władzy trzeba patrzeć na ręce. Ale – błagam – bądźmy dumni z miejsca, w którym żyjemy. Bez względu na to, czy podoba nam się władza, czy nie. Czy jesteśmy jej zwolennikami, czy liczymy na zmiany. Cieszmy się, że Oleśnica pięknieje, że się rozwija, że przyjezdni uważają ją za nowoczesne, zielone, przyjazne miasto. A że wielu jego mieszkańców pracuje we Wrocławiu? W czym problem? Tam pracują, ale żyją w Oleśnicy. Tutaj wychowują swoje dzieci, tu korzystają z lokalnych usług . To Oleśnica jest w centrum ich świata.