Po świętach ruszy remont placu Zwycięstwa. To jedno z tych miejsc, które wybrały sobie do życia oleśnickie króliki.
– Czy króliki żyjące na placu Zwycięstwa będą w jakiś sposób przeniesione/ochronione w czasie jego remontu? Są one ozdobą miasta i nie zgadzam się na ich zagładę, tym bardziej że w ostatnim czasie pojawiły się już młode – pyta pan Tomasz.
O to zapytamy oleśnickich urzędników zaraz po świętach, ale mało prawdopodobne, by planowane było wyłapywanie królików. Firma, która rozpocznie prace na placu Zwycięstwa, liczy zapewne, że króliki same przeniosą się na okoliczne podwórka, gdzie też mają swoje nory.
Króliki pojawiły się w tej części miasta wiosną 2015 roku. Z roku na rok nie dość, że jest ich coraz więcej, to jeszcze można je spotkać na kolejnych podwórkach, coraz dalej od miejsca, gdzie pojawiła się pierwsza królicza rodzina. Mieszkańcy bloków przy Sinapiusa i pl. Zwycięstwa są sąsiedztwem zachwyceni. Podkreślają, że zwierzątka nikomu nie przeszkadzają. – Nie pozwolimy, żeby ktokolwiek zrobił im krzywdę – mówią. I zapewniają, że będą króliki, tak jak do tej pory, dokarmiać. To z myślą o nich na podwórko wynoszone są liście kapusty, sałaty, marchewka.
Powiatowy lekarz weterynarii Henryk Bajcar wypowiadając się na temat królików przyznał, że zagrożenia epidemiologicznego nie widzi. – Nie ma różnicy pomiędzy królikiem w klatce a tym żyjącym na wolności – powiedział. Weterynarz uważa ponadto, że sprawami porządkowymi związanymi z obecnością królików w mieście powinna zająć się firma odławiająca dzikie zwierzęta w mieście. – Może uda się dla nich znaleźć jakieś gospodarstwa, gdzie mogłyby żyć i rozmnażać się – zastanawia się Bajcar.
Dwa lata temu oleśnicki króliki stały się bohaterami niecodziennego zdarzenia. Na króliki mieli się zasadzać mężczyźni o wschodnim typie urody, którzy byli w naszym mieście uczestnikami sportowej imprezy. Świadkowie zdarzenia opowiadali wtedy, że grupa obcokrajowców biegała po terenie, na którym żyją króliki.
– Jedni je naganiali, inni łapali. Mieli jakieś specjalne wnyki. Wyglądało jakby robili to nie po raz pierwszy. Kilka zwierząt udało im się zabić. Czegoś podobnego tutaj nie widzieliśmy, bo do tej pory to wszyscy tutaj przychodzili, żeby te króliczki podziwiać, dokarmiać – opowiadali mieszkańcy.