Żyjemy w przedziwnej, zaskakującej, a czasem przerażającej rzeczywistości. Po dwóch latach walki z pandemią koronawirusa, kiedy wydawało nam się, że wrócimy do normalności, przyszła wojna.
Taka sama, którą znaliśmy wcześniej z lekcji historii. Inna niż tamta sprzed kilkudziesięciu lat, bo dziejąca się niemal na wyciągnięcie naszej ręki, albo raczej na odległość naszych oczu od monitora czy ekranu telewizora. Inna niż te, o których słyszeliśmy, że dzieją się gdzieś w Iraku, Syrii czy nawet osiem lat temu na Ukrainie. Inna, bo bliższa naszej codzienności. Zaburzająca ją skutecznie.
Przyszła i zachwiała poczuciem bezpieczeństwa, które wracało do błogiego stanu sprzed ery koronawirusa. Wojna, choć kojarzy się głównie ze złem, odsłania w ludziach także pokłady dobra. Podziwiam i kłaniam się nisko tym wszystkim mieszkańcom naszego powiatu, którzy tak ofiarnie, od wielu tygodni, pomagają uchodźcom z Ukrainy. Tych, którzy goszczą ich w swoich domach, organizują dla nich niekończące się zbiórki, wspierają w codziennym przystosowywaniu się do nowego życia.
Tym, którzy piszą, że uchodźcy zabierają Polakom mieszkania, uszczuplają budżet państwa o 500 Plus czy dostają za darmo kaszę albo olej, polecam chwilę refleksji (jeśli ich na to stać). Naprawdę zazdrościcie ludziom, których rodziny rozdzielono, w których domy uderzają rosyjskie pociski? Zazdrościcie im ucieczki z kraju z reklamówką w ręku? Czy macie świadomość, że wielu z nich nie ma do czego wrócić? Że ich wcześniejszego życia nie ma? Oni nie stali po kilkadziesiąt godzin na granicy, żeby dostać od nas miejsce na łóżku polowym w sali gimnastycznej albo 500 zł na dziecko.
Większość z nas ma tego świadomość. Nie pozwólmy więc, by ci, którzy są w mniejszości zabili w nas wrażliwość i chęć pomagania drugiemu człowiekowi.