Kij w mrowisko, czyli o tym, że piesi i rowerzyści to nie są święte krowy
Jestem ciekawa, jak oceniacie stan bezpieczeństwa na drogach w naszym powiecie. Uważam, że jest dużo gorzej niż było, a wpływ mają na to beztroska i zbyt duża wiara w to, że można wszystko. A można? Oczywiście, że nie.
Sama była niedawno świadkiem kilku sytuacji, które wprawiły mnie w osłupienie i zmroziły krew w żyłach. We wszystkich (niestety!) uczestnikami były dzieci. Poruszające się beztrosko po ruchliwych drogach na hulajnogach, wbiegające dla żartu na jezdnie, a nawet leżące na pasach przed autami, które czekają na zielone światło. Przecież każda z tych sytuacji mogła się skończyć tragedią. A nie brakuje też na naszych drogach rowerzystów, którzy wjeżdżają z rozpędu na przejścia dla pieszych, nie zwracając najmniejszej nawet uwagi na rozpędzone samochody. Nie brakuje mam, które z dzieckiem na bagażniku są przekonane, że mogą wszystko. Bo są uprzywilejowane. Jadą przecież ścieżką rowerową, a z niej, bez oglądania się w lewo i prawo, można wjechać na drogę.
Nie usprawiedliwiam kierowców. Nie twierdzę, że wszyscy jeżdżą ostrożnie i tak, jak przepisy każą, ale miejmy świadomość, że tak zwany niechroniony uczestnik ruchu drogowego ma mniejsze starcie z autem, nawet jeśli ten będzie się trzymał przepisowej prędkości. Uczulamy seniorów, by nie dali się nabrać „wnukom”, dzieciom tłumaczymy, że nie należy brać nic od obcych. A ja Was proszę – zacznijmy edukować naszych bliskich (szczególnie najmłodszych i seniorów) w kwestii bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Wymagajmy zachowania zasada od innych, ale róbmy to także w odniesieniu do siebie i swoich dzieci. Ich beztroska, chęć poczucia, że jest się najlepszym i najszybszym są porażające.