Damian Chorążkiewicz: W bieganiu musimy oszukiwać umysł i przyzwyczaić się do bólu
Kiedy rozpoczęła się Pana przygoda z biegami i jak ewaluowała?
Zacznijmy od tego, że nigdy nie lubiłem biegać (śmiech), więc wszystko przyszło z wiekiem i tak dokładnie to nawet nie pamiętam, od kiedy biegam. Generalnie biegałem sobie tak po prostu dla siebie od paru lat, a jeśli chodzi o to, od kiedy wszedłem na wyższe obroty tzn. planowane treningi i zawody to od roku 2021. Po skontaktowaniu się z kolegą Dawidem Gajluszem, który współtworzył klub Biegiem po Marzenia, zaczęliśmy współpracę, która trwa do dziś. Chciałem spróbować sił w biegach górskich, gdzie można jednocześnie pobiegać i podziwiać piękno natury.
Jak trzeba „żyć“ na co dzień, ile trenować, by uprawiać biegi w takim wymiarze jak Pan to robi?
Dobre pytanie. To zależy jaki cel sobie obierzemy. Czy będziemy chcieli przebiec (ukończyć) 10, 50,100 kilometrów czy więcej. W moim przypadku na początku budowaliśmy tzw. bazę tlenową, wytrzymałość, by móc w miarę swoich możliwości ukończyć bieg górski. Trochę potu trzeba wylać. Oprócz treningu biegowego, dochodzą treningi uzupełniające np. trenowanie stabilizacji, sprawności ciała. W górach trzeba uważać na wiele rzeczy i musimy w jakiś sposób przygotować nasze ciało do tych warunków. Powiem tak, dla chcącego nic trudnego. Pracuję na trzy zmiany i jakoś udaje mi się wszystko pogodzić.

Który bieg, w którym brał Pan udział uważa Pan za najważniejszy i taki, który przysporzył Panu najwięcej problemu, ale może też dumy, że się udało?
Myślę, że taki bieg jeszcze przede mną. Na tę chwilę moją dumą jest ukończenie biegu na 110 km podczas Festiwalu Biegowego w Lądku Zdrój w 2023 r. Dwa miesiące przez zawodami podkręciłem kostkę i już myślałem, że nie wezmę udziału w zawodach. Lecz dzięki wsparciu żony (za co bardzo dziękuję) i fizjoterapeuty udało się.
Natomiast bieg, który przysporzył mi najwięcej kłopotów to pierwszy start na Kudowskim Festiwalu Biegowym w Kudowie Zdrój w 2022 r. Brałem udział w biegu na dystansie +75km i kryzys pojawił się już na ok. 22 km. Zacząłem zbyt mocno i odcięło mi „prąd”. Nie byłem w stanie nawet iść, myśli miałem naprawdę złe, ale po rozmowie przez telefon z Dawidem, dałem sobie szansę i po przejściu ok. 3 km ciało i umysł dały sygnał, że wracamy na właściwą drogę. Wbiegając na metę miałem łzy radości, było to dla mnie duże przeżycie. Dlatego ważną rzeczą podczas biegania długich dystansów jest mentalność. Musimy oszukiwać nasz umysł i przyzwyczaić się do bólu.
Proszę opowiedzieć o swoich wrażeniu z biegu po Karkonoszach, w których brał Pan udział w lutym?
W tym roku Zimowy Ultramaraton Karkonoski odbył się w fenomenalnych warunkach. Mieliśmy piękną pogodę, co pozwoliło na podziwianie wspaniałych Karkonoszy. Czy był to ciężki bieg? Ja nastawiłem się spokojne bieganie z tego względu na to, że był to mój pierwszy start w zawodach zimą i to jeszcze w takim kultowym. Zaznaczam, że aby na niego się dostać trzeba mieć szczęście w losowaniu (jest tylko 400 miejsc), a chętnych jest zawsze powyżej 1000 osób. Organizator wymaga ukończenia minimum dwóch biegów górskich powyżej dystansu maratonu w okresie dwóch lat.
To są góry i byłem przygotowany na każde warunki. Musimy naprawdę uważać podczas takich zawodów, aby nie stała się nam większa krzywda. Były edycje, gdzie warunki były gorsze, mgła, silny wiatr powodowały, że ludzie mieli naprawdę ciężką przeprawę. Tak jak wspomniałem wcześniej w tym roku było bardzo przyjemnie. Mam nadzieję, że w przyszłości skosztuję tych mroźnych, wietrznych warunków (uśmiech).
Czy każdy może biegać? Czy to jednak sport dla wybranych?
Oczywiście, że każdy może biegać, jeśli nie ma przeciwskazań od lekarza. Tylko trzeba wszystko na początku robić na spokojnie, bez pośpiechu. Ja w dalszym ciągu uczę się i staram się poprawiać swoje błędy. Mnie cieszy fakt ukończenia każdych zawodów nie patrząc na wyniki. Mistrzem Świata nie będę.