Dorota Śmietańska ma to szczęście, że ze swojej pasji uczyniła pracę. Szyje i szydełkuje, a spod jej rąk wychodzą prawdziwe cuda.
Miłością do igły i nitki zaraziła ją babcia. – Często byłam pod jej opieką, a babcia była krawcową – wspomina pani Dorota. – Nic więc dziwnego, że zaraziłam się pasją do szycia. Szyję odkąd pamiętam, ale jestem samoukiem, który ciągle się szkoli i doskonali swój warsztat. Przez całe lata robiłam różne rzeczy dla rodziny i przyjaciół. Półtora roku temu postawiłam wszystko na jedną kartę i tak powstała Dores Art.
Spod igły pani Doroty wychodzą piękne poduszki, worki, fartuszki, a ostatnio także łapacze snów. – Szyję na zamówienie, to nie jest masowa produkcja. Każdy produkt wypracowują sama, zaczynając od rysunku, po wycinanie i wreszcie szycie – mówi oleśniczanka, zapewniając, że w jej pracowni nie marnuje się żaden kawałek materiału. – Nie lubię tego – mówi. – Dlatego, gdy zostają mi skrawki tkaniny z jednej pracy wykorzystuję je w innej.
Podkreśla, że jej produkty powstają na indywidualne zamówienia. – W każdy wkładam dużo serca. Chcę by był niepowtarzalny – mówi, podkreślając, że ta praca uczy ją przede wszystkim cierpliwości. – Na co dzień mi jej brakuje, ale gdy siadam z igłą i nitką muszę się wyciszyć.
Co najchętniej zamawiają klienci? – Bardzo różnie. jedni od razu wiedzą czego chcą i to jest proste zamówienie – śmieje się nasza rozmówczyni. – Najtrudniej jest wtedy, gdy ktoś prosi mnie o przygotowanie upominku np. na ślub czy urodziny i nie precyzuje, co to ma dokładnie być. Ułożenie sobie w głowie takiego produktu to najtrudniejszy etap jego powstawania – dodaje Dorota Śmietańska, która sprzedaje swoje artykuły głównie za pośrednictwem internetu. – Można mnie też spotkać na targach czy festynach – mówi.
Najbardziej nietypowe zlecenie zrealizowane przez oleśnicką rękodzielniczkę to smycz dla psa. A zlecenie, którego się nie podejmie? – Nie szyję ubrań. Zostawiam to innym – śmieje się pani Dorota.