Wiatraki w gminie Dziadowa Kłoda? Inwestycja budzi dużo emocji wśród mieszkańców

Na spotkanie, które o godzinie 17 odbyło się w Urzędzie Gminy w Dziadowej Kłodzie pojawiło się około stu osób. Zanim jednak mieszkańcy mogli zadawać pytania do sprawy, która w ostatnich dniach budzi w tej gminie tyle emocji odniósł się wójt Robert Fryt.
– W przestrzeni publicznej pojawiło się zbyt wiele słów daleko idących i niekoniecznie prawdziwych – rozpoczął swoje wystąpienie wójt. – Zainteresowanie tematyką jest od momentu zmiany ustawy o odległości wiatraków od zabudowań. Rozmowy trwały już przed ubiegłorocznymi wyborami samorządowymi, ale wtedy powiedziałem przedstawicielom firm, że absolutnie przed wyborami nie rozmawiamy, bo nie wiem, kto będzie wójtem, czy będą to ja, czy inna osoba, która być może nie będzie tym tematem zainteresowana. I tak przeczekaliśmy kilka miesięcy.
Wójt przypomniał też, że cały proces nie zaczyna się w urzędzie gminy, a wśród mieszkańców. – Od prywatnych właścicieli gruntów, często od rolników rozpoczynają się rozmowy na temat dzierżawy gruntów, na których ewentualnie w przyszłości mogą stanąć wiatraki – mówił Fryt. – Dopiero, gdy grunty są zabezpieczone rozpoczyna się kolejny etap, czyli złożenie wniosku w urzędzie, ale nie został on w żadnym stopniu przez nas rozpatrzony.
„Nikt nie podłoży głowy za wiatraki“
Pierwsze informacje na ten temat zostały przekazane podczas zebrań w sołectwach na początku roku. – Frekwencja na nich nie była tak duża, jak dzisiaj, ale to wtedy przekazałem mieszkańcom dane o naszej sytuacji finansowej. Obecnie jest ona niezła, ale w dalszej perspektywie może być kłopot – wyjaśniał, prosząc osoby wyrażające opinie, że wszystko w sprawie farm wiatrowych zostało już ustalone, by ważyły słowa. – A jeśli dziś usłyszę od kogoś, że mam z tego jakieś korzyści spotkam się z tą osobą w wiadomym miejscu, gdzie udowodnimy, czy ja te korzyści mam czy nie mam – powiedział wójt.
Kolejnym etapem było spotkanie przedstawicieli firm zainteresowanych budową farm z radnymi i sołtysami. – Schowanie czy odrzucenie tego tematu w ogóle za rok, dwa, trzy lata mogłoby skutkować zupełnie odwrotną sytuacją- przekonywał wójt. – Mógłbym wówczas usłyszeć, że wiedziałem, ale nie byłem zainteresowany, bo to moja ostatnia kadencja i rozwój gminy już mnie nie obchodzi. To prawda, mnie już nie będzie w urzędzie, gdy stanąłby w gminie pierwszy wiatrak (nie będzie to wcześniej niż za 7 lat), ale tu nie chodzi o mnie czy mojego następcę. Pomyśleliśmy o tym, że jest możliwość pozyskania stałego dochodu, który jest tej gminie potrzebny. Dziś z podatków wpływa do nas 3,8 mln zł, a do samej oświaty musimy dołożyć 5 mln zł. Tak więc już w tej kwestii budżet nam się nie domyka. Każdego roku staramy się o 2 mln zł kredytu.

W swoim wystąpieniu Robert Fryt wielokrotnie podkreślał, że żadna decyzja nie zostanie podjęta bez zgody mieszkańców.
– Nie pozwolę sobie na to, aby ktoś dzisiaj położył dziesięć lat, które jestem wójtem na szali – przekonywał. – To państwo zdecydują co dalej. Uważam, że trzeba powalczyć o stały dopływ pieniędzy do gminy. To jest moja teoria, ale niekoniecznie musicie się Państwo z nią zgadzać.
W podobnym tonie wypowiedziała się przewodnicząca rady Agnieszka Bębenek, podkreślając, że radni wsłuchają się w głos mieszkańców i że gmina zorganizuje konsultacje, w których wszyscy zainteresowani będą mogli się wypowiedzieć. – Nic o was bez was – podkreślała.
Jakie plusy, a jakie minusy?
W drugiej części spotkania głos oddano przedstawicielom czterech firm, które są zainteresowane budową farm wiatrowych w gminie Dziadowa Kłoda. Ich wystąpienia uzupełniały się, bo mówili oni m.in. o podatkach, które mogą wpływać co roku (przez ok. 40 lat) do budżetu gminy, o wsparciu inicjatyw sołectw, w których zostaną ustawione turbiny czy też o tańszym prądzie dla mieszkańców.
Wyjaśniali też, jak wygląda cały proces. Rozpoczynają go rozmowy z właścicielami gruntów, później umowy z nimi. Wtedy do urzędu trafia wniosek o rozpoczęcie procedury, która ma dotyczyć planów zagospodarowania przestrzennego i zmian w tym dokumencie. Uzyskanie wszystkich zgód, w tym środowiskowych, trwa nawet 7 lat. Budowa wiatraka od roku do dwóch. Farma funkcjonuje w danym miejscu 40 lat. Jakie pieniądze w tym czasie spływają do gminy? To 2 procent od wartości budowli, czyli – jak podawano od 150 do 300 tys. zł rocznie.
Część, w której mieszkańcy mogli zadawać pytania była emocjonująca, ale też bardzo merytoryczna. Ci, którzy pojawili się na spotkaniu pytali m.in. o to, kto – jeśli farma powstanie – za 40 lat będzie usuwał wiatraki z terenu gminy, ile wiatraków faktycznie może stanąć na jej obszarze i jaka jest pewność, czy nie zmieni się prawo i za kilka lat podatki, o których mówili potencjalni inwestorzy, będą równie atrakcyjne dla gminy i jej mieszkańców.
Przedstawiciele firm przekonywali, że kwestia usuwania wiatraków jest zapisana w umowach z dzierżawcami.
– Ale jeśli mają Państwo co do tego obawy wrócimy na kolejnym spotkaniu z propozycją rozwiązania tej sprawy – zapewniali. Podkreślali też, że nie ma informacji, by miały ulec zmianie kwestie podatkowe. – Co do ilości wiatraków tutaj kwestia jest złożona – mówili. Okazuje się, że firmy planują dużo większe obłożenie gminy turbinami niż jest to możliwe do zrealizowania. – To są takie nasze marzenia inwestorów, by było ich jak najwięcej, ale rzeczywistość, a więc wszystkie instytucje, które cały ten proces kontrolują, je zweryfikuje.
Stanęło więc na tym, że spośród ponad 40 planowanych wiatraków, na terenie gminy docelowo może stanąć kilkanaście.
Jakie będą kolejne działania w tej sprawie? Dziś odbyło się także spotkanie w Miłowicach. Później Rada Gminy może podjąć w tej kwestii uchwałę intencyjną, która i tak nie jest w żaden sposób dokumentem wiążącym. Umożliwi jednak kolejne spotkania z potencjalnymi inwestorami. Ostateczna decyzja ma zapaść podczas gminnych konsultacji.
