Do tragicznego zdarzenia doszło wczoraj po południu na ul. Ogrodowej w Oleśnicy. Kobieta źle się poczuła i po około 20 minutach zmarła. W tym czasie wolna karetka pogotowia jechała do niej spoza Oleśnicy.
Te dramatyczne chwile relacjonuje w rozmowie z OlesnicaInfo.pl oleśniczanka, która była świadkiem tego zdarzenia.
– Mieszkam z mężem naprzeciw – mówi oleśniczanka. – Wychodziła od nas znajoma i w drzwiach usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk więc automatycznie mąż pobiegł zobaczyć co się dzieje. Zobaczył kobietę, która leżała na chodniku. Obok niej stało już kilka osób, które udzielały jej pomocy.
To mąż naszej czytelniczki zadzwonił na numer alarmowy 112. – Dyspozytor poinformował go, że karetka wraca z Twardogóry – mówi kobieta. – Mąż prosił o przysłanie straży pożarnej, przekonywał, że są odpowiednio przeszkoleni i mają dostęp do defibrylatora i byliby dużo szybciej. Niestety, pan z dyspozytorni z krzykiem zapytał, czy chce się z nim o to kłócić!
Kobieta podkreśla, że karetka przyjechała na miejsce po 20 paru minutach. – A nie po 14 tak jak zostało to powiedziane – mówi. – Uważam że tutaj cała wina leży po stronie dyspozytorni. My jako świadkowie pomogliśmy na tyle ile umieliśmy i na tyle ile nasze umiejętności nam na to pozwalały.
Pytanie o przebieg tego tragicznego zdarzenia, a dokładnie o czas przyjazdu karetki, wysłaliśmy do oleśnickiego szpitala. O interwencję zapytamy też w dyspozytorni, której pracownicy odbierają telefon alarmowy.