REKLAMA

Pomaganie nie zna granic. Pomóżmy Oli w walce z bardzo rzadkim nowotworem

Red | Red
REKLAMA

– Nadal nie możemy uwierzyć, że to właśnie Ola zachorowała na raka. Ma dopiero 34 lata, wyszła za mąż, z Pawłem starali się o dziecko. Dzisiaj okazuje się, że wymarzonego dziecka może nigdy nie być, a Aleksandra jest bardzo chora. Walczymy, szukamy ratunku. Wiemy już dziś, że będą potrzebne ogromne pieniądze, dlatego bardzo prosimy, pomóż nam, pomóż Oli – apelują najbliżsi Aleksandry Misiewicz. – Ola pochodzi z Ostrzeszowa, a to przecież blisko Oleśnicy, pomóżcie – z takim apelem zwróciła się do nas koleżanka pani Oli. Przeczytajcie jej historię i jeśli możecie, wesprzyjcie w walce z chorobą. 

Piękna, serdeczna, roześmiana — taka jest Ola, taka została nawet po najgorszej diagnozie. – Wygonię tego potwora  – mówi. Olę zaczęła boleć ręka, wyczuła niewielkiego guzka w piersi. Lekarz zrobił USG, nie spodobał mu się wynik. Wysłał ją na onkologię. Pojechała na badania, ale została uspokojona — kolejny specjalista powiedział, że nie wygląda mu to na raka i na pewno wszystko będzie dobrze. Jednak zlecił biopsję, tak dla potwierdzenia, że nic złego się nie dzieje. Ola była spokojna, nie dopuszczała do siebie czarnych myśli. Potem była biopsja, gruboigłowa, bardzo dokładna.

– To rak, najprawdopodobniej złośliwy – razem z tymi słowami pojawił się strach, tak wielki, jak nigdy wcześniej. – Były kolejne badania, a lekarze mówili, że sobie poradzą, guz jest mały, to na pewno wczesne stadium. Wytnie się go, będzie radioterapia i można zapomnieć o sprawie. Odżyła w nas nadzieja, ale równie szybko zgasła. Przyszły jeszcze gorsze informacje.

Walczą wszyscy – Ola, jej bliscy i przyjaciele. – Trafiliśmy do kliniki w Monachium, gdzie wykonują protonoterapię, jedną z najskuteczniejszych metod powstrzymania raka. Jesteśmy już po wstępnej konsultacji z polskim lekarzem, który tam przyjmuje – relacjonują. – Potwierdził plan leczenia: najpierw chemia i operacja w Polsce, potem protony w Monachium. Teraz właśnie taki jest cel, na tym się skupiamy. Nie mamy jednak jeszcze ostatecznego kosztorysu, w międzyczasie szukamy innych metod, dlatego zbiórka jest otwarta. Gdy będziemy mieli już kwalifikację do leczenia, zbiórka zostanie zaktualizowana, fundacja doda ostateczną kwotę i cel – mówią.

– Dzisiaj Ola czuje się dobrze, włosy jeszcze są, ale nawet jak ich nie będzie, nie to jest najważniejsze. Pokonać raka — tylko to się liczy. O to walczymy i prosimy, pomóż, by pieniądze nie stanęły na przeszkodzie w walce, która już się zaczęła… Musimy ją wygrać! – apelują.

Zbiórka dla Oli Misiewicz

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA