Walczył do końca. Jeszcze w lipcu zapowiadał, że nie podda się chorobie nowotworowej. Zmarł dzisiaj w szpitalu.
Ostatnią rozmowę z panem Leszkiem przeprowadziliśmy w lipcu. Wtedy opowiadał nam o swoim życiu i sportowej pasji. – Miłością do aktywności zaraził mnie ojciec. To on uczył nas jazdy na rowerze, na nartach, pływania – wspominał 88-latek, który mieszkał w Oleśnicy od czasów powojennych. – Kiedy zostałem zawodowym kierowcą też nie mogłem usiedzieć na miejscu. Przejechałem Polskę wzdłuż i wszerz.
Jako kierowca oraz kierownik dworca PKS w Oleśnicy pan Leszek pracował do stanu wojennego. Później, na wiele lat, wyłączył się z aktywnego życia. Przez blisko osiem lat opiekował się chorym synem, który zmarł w wieku 36 lat. – Pochowałem też żoną i córkę – mówił. – Druga córka mieszka w Zielonej Górze, więc tutaj zostałem sam, ale nigdy nie zamierzałem się zamknąć w domu i czekać na swój koniec. Wyszedłem do ludzi, postawiłem na aktywny tryb życia. To trzyma mnie w dobrej formie.
Pan Leszek uwielbiał tańczyć. Jeździł na rolkach i łyżwach, a od czterech lat uprawiał aktywnie nordic walking. Miał na swoim koncie mnóstwo sukcesów. Trenował codziennie. – Ruch to najważniejsze lekarstwo. Człowieka nie bolą stawy, nic nie strzyka w kościach – mówił.
– W poniedziałek wyruszam na ważne badania – mówił nam pan Leszek, który w czerwcu usłyszał od lekarzy, że cierpi na poważną dolegliwość. – Wiem, że to nie będzie proste, ale zamierzam walczyć i nie poddam się.
Leszek Kramer zmarł dzisiaj w szpitalu. Do końca walczył o powrót do zdrowia.