REKLAMA

Weekend spędzili, pomagając powodzianom. Teraz dzielą się z nami tym, co zobaczyli w miejscach, które zniszczył żywioł

Katarzyna Kijakowska | Katarzyna Kijakowska
Weekend spędzili, pomagając powodzianom. Teraz dzielą się z nami tym, co zobaczyli w miejscach, które zniszczył żywioł
REKLAMA

Pojechali na tereny powodziowe kierowani potrzebą pomocy ludziom, którzy stracili dorobek życia. Czytelnicy opowiadają nam, co zastali na miejscu, czym się zajęli i co wciąż jest potrzebne powodzianom.

– Do Goszanowa przyjechaliśmy w piątek wieczorem – opowiada Magdalena Myjkowska, radna i sołtyska Boguszyc. – Nocleg dostaliśmy w jednym z domków u gospodarzy, którzy nie ucierpieli podczas powodzi i teraz domki, z których zwykle korzystają turyści, udostępniają wolontariuszom.

To właśnie w tej wsi pod Stroniem Śląskim mieszka brat pani Magdaleny. Jego dom zniszczyła woda. Powódź zabrała także domek, który rodzina wynajmowała turystom. Dzisiaj nie ma po nim śladu. Zabrała go woda.

– Ludzi, z którymi przyjechałam bez wahania zorganizowali wolny weekend, żeby pomóc – mówi nasza rozmówczyni. – Rodzina i znajomi dzwonili i pytali co trzeba. Jeśli chodzi o jedzenie, środki czystości, czy odzież roboczą to każdy, kto tego potrzebuje bez problemu je otrzyma, ale wciąż brakuje rąk do pracy. To jest największym problemem.

Widok tak smutny, że chce się płakać

Przez ściśnięte gardło o swoim wyjeździe do Lądka Zdrój – mówi Patrycja. – Nawet nie umiem opisać tego, co zobaczyłam. To jest widok jak po wojnie – opowiada. – Drzewa wyrwane korzeniami, drogi i mosty rozwalone, domy zniszczone. Na drogach leżą meble, sprzęty i inne rzeczy z domów powynoszone. Widok jest tak smutny, że na samą myśl chce się płakać.

Nasza rozmówczyni przyznaje też, że powodzianie witali ich płaczem, radością, ale też ogromną wdzięcznością. – Przez cały dzień łopatami i wiadrami wynosiliśmy wodę z piwnicy, całe to błoto i wszystkie śmieci które woda zostawiła na podwórku – opowiada pani Patrycja, która, podobnie jak Magdalena Myjkowska, mówi o tym, jak bardzo na terenach powodziowych potrzebne są ręce do pracy. – My byliśmy tam dużą grupą, zrobiliśmy naprawdę dużo, ale w porównaniu do tych zniszczeń to kropla w morzu. Tam trzeba jeździć i pomagać – podkreśla.

Woda zabrała wszystko

Na tereny objęte powodzią pojechała też z grupą oleśniczan i z pomocą Ewelina Kata. – Nigdy nie byłam w takim miejscu, nie doświadczyłam takiej klęski i nie chciałabym być na miejscu tych ludzi – opowiada. – Telewizja pokazuje co chce pokazać, skala zniszczeń i potrzeb powodzian jest niewyobrażalna, mimo dobrego aparatu nie byliśmy w stanie przekazać obrazu naszych oczu. Łzy same płynęły do oczu, a na ciele pojawiała się gęsia skórka.

– Woda porwała wszystko – asfalt, mosty, zapory, chodniki i wszelkie typu kładki – relacjonuje. – (…) Byliśmy załamani widokiem. Ci ludzie stracili wszystko! Z pomocą wojska wynosili z domów zgliszcza… Stoły, łóżka, materace, ciuchy, lodówki, zabawki, dziecięce krzesełka. Jedną ręką przekazujemy dary, a drugą łapiemy się za głowę myśląc- jak mogło do tego dojść, przecież obok nich płynie taka mała sadzawka, a woda patrząc po budynkach sięgała co najmniej trzech metrów.

I znowu pojadą…

Ekipę kilkudziesięciu osób zorganizowała na wyjazd grupa skupiona wokół Grzegorza Żyły i Edyty Polelejko-Perczak.

– Ogłosiliśmy zbiórkę w niedzielę wieczorem – opowiada Edyta Polelejko-Perczak. – To co się wydarzyło później przerosło nasze oczekiwania. Już w poniedziałek mieliśmy pełny magazyn darów. Zorganizowany został transport z założeniem, że kolejny będzie pod koniec tygodnia. Jednak już we wtorek okazało się, że znowu cały magazyn się wypełnił. Niezmiernie dużo placówek zaczęło nas wspierać i przyłączać się do naszej akcji. Osoby prywatne także się do nas zgłaszały.

– Efektem było to, że praktycznie od poniedziałku całymi dniami odbieraliśmy telefony, odpisywaliśmy na wiadomości, informowaliśmy. Potrzeby również się zmieniały – przyznaje mieszkanka Oleśnicy. – Najpierw była to woda i żywność, kolejno środki higieniczne aż w końcu sprzęt potrzebny do sprzątania a na końcu ludzkie ręce do pracy. Wszystko wydarzyło się w ciągu 6 dni! Każdego dnia jechał transport. Widzieliśmy na własne oczy te zniszczenia i potrzeby. To motywuje do dalszego działania. Teraz przekształcamy zbiórkę już wyłącznie na materiały do pomocy przy usuwaniu skutków powodzi, osoby chętne mogą się zgłaszać. Najbliższy wyjazd jest planowany na sobotę.

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA