REKLAMA

Ukraińcy mieszkający w Oleśnicy opowiadają nam o sytuacji w swojej ojczyźnie: Ten, kto wraca z wojny, wraca odmieniony

Katarzyna Kijakowska | Katarzyna Kijakowska
Ukraińcy mieszkający w Oleśnicy opowiadają nam o sytuacji w swojej ojczyźnie: Ten, kto wraca z wojny, wraca odmieniony
REKLAMA

Od wielu lat mieszkają w Polsce, ale na Ukrainie mają swoich bliskich. Ukraińcy, którzy związali swoje życie z Oleśnicą, z ogromnym niepokojem patrzą na to, co dzieje się w ich ojczyźnie.

Svitlana Bebeshko przyjechała do Polski w 2013 roku, na studia. Na Ukrainie nie była przez ostatnie dwa lata, głównie przez wzgląd na sytuację epidemiczną związaną z pandemią koronawirusa.

– Patrząc na to, co dzieje się obecnie, co robi Putin, tym bardziej nie zamierzam wracać – mówi młoda Ukrainka, przyznając jednak, że z ogromnym niepokojem patrzy na to, co dzieje się w jej kraju. – Mam tak rodzinę, tatę, brata – mówi. – Boję się o nich, a zwłaszcza o brata, bo on ma 18 lat, a Ukraina rozpoczyna pobór do wojska. To wszystko wygląda źle. Ukraińcy są przerażeni. Ci, którzy mają licencje masowo wykupują broń.

W podobnym tonie wypowiada się Oksana Bojko, która teraz przebywa na Ukrainie. – W województwie, z którego pochodzę jest na razie spokojnie, ale widać, że ludzie się denerwują. Boją się tego, co będzie. Nie wiedzą, czego spodziewać się po Putinie – mówi.

Każdy z nas jest powiązany z wojną

Bardzo szeroko analizę sytuacji politycznej między Rosją a Ukrainą przedstawia nasza kolejna rozmówczyni. Mówi, że chce w ten sposób przybliżyć Polakom to, co dzieje się w jej ojczyźnie.

– W Polsce mieszkam 12 rok i niestety trzeci rok jak nie byłam na Ukrainie, pomimo że całą, liczną i kochaną rodzinę mam w ojczyźnie – opowiada nam Vita Szamotuła. – Część jej pochodzi z miejscowości Bar obwodu Winnickiego, część z Kijowa i ci, którzy mieszkali na Krymie, w Sewastopolu, również przeprowadzili się do Kijowa. Jak widać bezpośrednio nikt z mojej bliskiej rodziny nie dotyka obecnie granic panującej wojny, natomiast każdy jest w jakiś sposób z nią powiązany.

– Tato mój, jak i wielu innych nieobojętnych ludzi został ranny w oko w roku 2014 podczas strajków w Kijowie – opowiada i dziękuje polskim władzom za udzielenie braterskiej pomocy w Warszawie wielu Ukraińcom, jemu także.

– No i faktycznie, od tamtego roku 2014, po kolei nasi bliscy i znajomi zaczęli jeździć na prawdziwą wojnę, która się toczy na wschodzie Ukrainy – mówi. – Ten, kto stamtąd wrócił, po prostu wrócił odmieniony, docenił nie tylko życie, ale i swój kraj. Ten, kto stamtąd wraca, wraca też inny pod względem psychicznym. Nie da się już żyć beztrosko.

– Pytacie jak sytuacja wygląda dzisiaj? Moja rodzina nie należy do panikujących, zawsze była i zostanie dobrej myśli – kontynuuje swoją wypowiedź nasza rozmówczyni. – Pokładamy wiarę i nadzieję w Bożej Woli mimo wszystko i nade wszystko. Moi rodacy przygotowują się psychicznie i fizycznie do udziału w wojnie. Słuchają tylko sprawdzonych źródeł informacji i godnych zaufania ludzi.

Wczoraj zadzwoniła do mnie znajoma, która mieszka we Wrocławiu z prośbą o modlitwę za jej mamę, która mieszka pod Donetskiem. Na dzień dzisiejszy nie ma już możliwości ewakuacji na terytorium Ukrainy ze względu na okupację wojskami rosyjskimi granic miasta. Oni ewakuują do Rosji kobiety i dzieci, mężczyzn biorą pod przykryciem na stronę rosyjską, czyli w niewolę. Dalej z nimi kontakt jest albo urwany, albo ograniczony. Wielu moim polskich znajomych są myśli, że ludzie zamieszkujący terytorium Donbasu ma paszporty rosyjskie, ponieważ to jest już Rosja. Nie wiem skąd się zakradło takie błędne myślenie. To są miasta okupowane, nie są one własnością Rosji.

– Dzisiaj rano (22.02) minister obrony Ukrainy O.Reznikow zwrócił się do wojskowych z przemową, w której dziękował każdemu, kto był na wojnie i za ich 8-letnie czuwanie i obronę, dzięki której świat widzi teraz prawdę – jak wróg chował się za kobietami i dziećmi, strzelał w szkoły i budynki użytkowe, kradł i torturował, kłamał i straszył, kradł i niszczył naszą ziemię – słyszymy.

– Powiedział, iż swoimi ostatnimi uczynkami Kreml zrobił kolejny krok do odbudowy związku radzieckiego, żadnych wojsk o charakterze pokoju ze strony rosyjskiej nie ma. Pozycja wojska ukraińskiego to trzymać dalej obronę swojego kraju, rodzin, domu.

Po co to Putinowi?

– Ma swoje wewnętrzne kompleksy, pragnie sławy, wywyższenia ze strony ludu. Krok „powrócenia” Krymu do części Rosji uważa za swój triumf, sobie przypisuje tę decyzję. Natomiast przyjęcie dekretu o republikach donetskich i luhanskich już nie przypisują mu zasług. Co więcej, on sam jest świadomy odpowiedzialności karnej za ten akt. Chce być lubiany przez naród, a tutaj idzie na taki krok – kontynuuje nasza rozmówczyni.

– Po co? Pragnie mieć kontrolę nad Ukrainą, więc dobrym wspólnikiem i wariantem nr 1 był nasz były prezydent Ukrainy Janukowycz. Ten czas się skończył, strajki i protesty 2014 roku nie dały możliwości kontynuować jego panowania. Więc Putin zaczyna realizację wariantu nr 2, czyli drogi wojennej.

„Plan Putina się zawalił i przez 7 lat nie było prób atakowania”

– Putin, zdając sprawę z możliwości wojsk ukraińskich wymyśla (można powiedzieć wszystkie poprzednie lata rzetelnie przygotowywał ten plan) wariant nr 3 – protokół miński, tworząc takie umowy, aby zmusić naród ukraiński do przyjęcia jego warunków – mówi Vita Szamotuła.

– Takie kraje jak Francja, Niemcy, Stany Zjednoczonych jeszcze parę dni temu nalegały, aby Ukraina przyjęła te warunki, ale wydarzenia potoczyły się inaczej, zaskakująco dla wszystkich, przede wszystkich dla narodu ukraińskiego. Nasz prezydent W. Zelenskij nie poddał się i w ostatniej chwili zrobił potężny krok, odmawiając przejęcia warunków protokołu mińskiego – podsumowuje nasza rozmówczyni. – Plan Putina ponownie nie odniósł sukcesu i on rozerwał protokół miński podpisując dekret o nowych republikach, tym samym oficjalnie przedstawiając siebie jako agresora Ukrainy.

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA