Tata i córka stanęli do walki z białaczką i wygrali drugie życie
Kilka lat temu ich historią żyła cała Oleśnica. Najpierw na białaczkę zachorował pan Krzysztof, niedługo po nim jego córka Nikola. Dzisiaj oboje mogą cieszyć się zdrowiem i z optymizmem patrzeć w przyszłość.
W maju tego roku minie pięć lat od przeszczepu szpiku, któremu poddał się Krzysztof Mak. Jego dawcą był 21-letni mężczyzna z Niemiec. – Tyle wiem o człowieku, który podarował mi drugie życie – mówi oleśniczanin. Pan Krzysztof doskonale pamięta początku choroby. – Był 2014 roku, sierpień, a ja właśnie kończyłem urlop – mówi. – Wtedy moje samopoczucie nie było najlepsze. Byłem osłabiony, ciągle zmęczony, budziłem się w nocy, miałem ciężki oddech. Lekarze stwierdzili, że to angina. Taka była pierwsza diagnoza i na anginę właśnie dostałem antybiotyk. Jeden, drugi i nic się nie zmieniało, zaczęto więc szukać przyczyn gdzie indziej. Trafiłem do laryngologa i stomatologa, który usunął mi ósemkę. Po tym zabiegu bardzo spuchłem. Reakcja była niewspółmierna do przeprowadzonego zabiegu. Wtedy po raz pierwszy trafiłem na SOR. Kilka dni później po raz drugi. Dopiero wtedy wykonano mi badania krwi. Od razu trafiłem na oddział.
Diagnoza była jednoznaczna. To ostra białaczka limfatyczna. – Były kolejne chemie, a później wspomniany już przeszczep -mówi pan Krzysztof, który przyznaje, że w jego przypadku ogromne znaczenie miało nastawianie psychiczne. – Po prostu nie wyobrażałem sobie, że może być źle. Potraktowałem tę chorobę jak grypę – mówi.
Czy to przypadek?
Przeszczep szpiku odbył się 6 maja 2015 roku. Dwa miesiące później oleśniczanin jeszcze raz trafił do szpitala. – To było coś w rodzaju szoku na przyjmowane leki. Lekarze ustawili mi je jeszcze raz, ale długo dochodziłem do siebie. Do tego stopnia, że gdy w sierpniu zmarł mój tata nie mogłem być na pogrzebie, a do domu wróciłem dopiero przed świętami – wspomina.
Nie był to jednak koniec trudnych chwil w rodzinie państwa Maków, bo w kwietniu 2016 roku na białaczkę zachorowała mała Nikola. – Zaczęło się podobnie, a więc od infekcji i osłabienia. Kiedy zrobiliśmy badanie krwi telefon z przychodni zadzwonił jeszcze tego samego dnia. To była białaczka – mówi nasz rozmówca.
Bój o zdrowie córki państwo Makowie zakończyli w połowie 2018 roku. Przeszczep w przypadku Nikoli nie był konieczny. Dziewczynka pozostawała jednak pod opieką specjalistów z wrocławskiego Przylądka Nadziei, gdzie otrzymywała chemię. Teraz oboje, i tata, i córka są nadal pod opieką lekarzy z wrocławskich szpitali. – Musimy przechodzić badania kontrolne, stawiać się w wyznaczonych terminach, ale żyjemy już normalnie – uśmiecha się pan Krzysztof. On sam nie wrócił jednak jeszcze do zawodowej pracy. – Zdarzają się trudniejsze momenty, gdy to, co przeszedłem daje o sobie znać, ale generalnie jestem optymistą i nie użalam się nad sobą. Mamy dobrych lekarzy w Polsce i oni na szczęście potrafią pomóc – mówi.
Choroba obojga w tak krótkim czasie to przypadek czy genetyka? – Dziś nikt nie potrafi odpowiedzieć nam na to pytanie – mówi oleśniczanin. – Niedawno otrzymaliśmy informację, że jedna z fundacji zbada nasz przypadek. Wykonano nam badania, ale nie wiemy, kiedy poznamy ich wyniki. Czy w ogóle się uda.
Kilka lat temu jemu i jego córce w najtrudniejszych chwilach pomagali mieszkańcy Oleśnicy. Jak patrzy na szeroki strumień wsparcia, jaki otrzymują dzieci z SMA? – To piękne, że ludzie się jednoczą, ale chore, że tak ogromne kwoty spadają na barki rodzin potrzebujących, a państwo nie reaguje – podsumowuje.


