REKLAMA

Spełnił marzenie i przekroczył własne granice. Wiktor Korzeniowski został IRONMANEM

Katarzyna Kijakowska | Katarzyna Kijakowska
Spełnił marzenie i przekroczył własne granice. Wiktor Korzeniowski został IRONMANEM
Dziś Wiktor ma 22 lata i nowe ambicje – chce zakwalifikować się na Mistrzostwa Świata IRONMAN
- Nie chcę odkładać życia na później. Nie chcę odkładać marzeń na kiedyś. Bo kiedyś może nigdy nie nadejść – mówi 22-letni Wiktor Korzeniowski z Karwińca, który we wrześniu tego roku ukończył pełny IRONMAN – jedno z najtrudniejszych wyzwań sportowych na świecie.
REKLAMA

Jak przyznaje Wiktor, o zawodach IRONMAN słyszał od dawna. – Zawsze wydawały mi się czymś odległym, może nawet nieosiągalnym. Ale pewnego dnia pomyślałem: a czemu nie teraz? – wspomina. Z decyzją nie czekał długo. – Spontanicznie zapisałem się. Na początek – maraton w Krakowie. Chciałem sprawdzić, czy w ogóle dam radę przebiec 42 km – mówi.

W kwietniu stanął na starcie Krakowskiego Maratonu, który ukończył z czasem 3 godziny i 40 minut. – Jak na kogoś, kto wcześniej nie biegał długich dystansów, byłem z siebie naprawdę dumny. I wiedziałem jedno – to dopiero początek.

Trening, praca i determinacja

Rozpoczęły się miesiące intensywnych przygotowań do pełnego dystansu IRONMAN – 3,8 km pływania, 180 km jazdy na rowerze i 42,2 km biegu. – Mój tydzień wyglądał mniej więcej tak: dwa treningi pływackie, cztery kolarskie i trzy biegowe. Często kończyłem ostatni trening późno w nocy. Ale wiedziałem, że to cena, jaką trzeba zapłacić, jeśli chcesz czegoś naprawdę wielkiego – mówi.

Pływanie było jego mocną stroną – trenował od dziecka. Gorzej szło z rowerem. – To była moja pięta achillesowa. Nigdy wcześniej nie jeździłem w butach SPD ani na rowerze z lemondką. Pojechałem więc na bike fitting i to była świetna decyzja – każdy trening zaczął przynosić efekty – dodaje.

Wiktor podkreśla też ogromną rolę wsparcia. – Ogromnie pomogła mi grupa IM Inspiration, szczególnie Pan Martin, który prowadził mnie krok po kroku. Tłumaczył, wspierał, inspirował. Dzięki nim łatwiej było zacząć i jeszcze łatwiej nie odpuścić – mówi Wiktor.

Dzień, na który czekał

20 września 2025 roku, Cervia, Włochy. Wschód słońca, hymn Włoch, tysiące zawodników i adrenalina sięgająca zenitu. – Zaczynamy pływanie – 3,8 km w 1 godzinę i 3 minuty. Pełna euforia. Ale po wyjściu z wody przychodzi etap rowerowy – 180 km. I tutaj zaczyna się prawdziwa walka.

Po 100 kilometrach pojawił się kryzys. – Głowa zaczęła podpowiadać: po co ci to? Ale wtedy zrozumiałem coś ważnego – wszystko siedzi w głowie. Kiedy masz spadek motywacji, pamiętaj – to minie. Po burzy zawsze przychodzi słońce – opowiada Wiktor.

Ukończył etap kolarski z czasem 6 godzin i 10 minut. Zmęczony, ale szczęśliwy, ruszył na ostatni odcinek – maraton. – Po 3,8 km pływania i 180 km na rowerze maraton to już inny wymiar bólu. 30 stopni, ludzie wokół świętują, a ty biegniesz dalej. Ale właśnie wtedy zaczyna się magia IRONMAN-a – walka z samym sobą. – Widziałem ludzi, którzy mdleli, mieli skurcze, bóle żołądka… A ja biegłem dalej. Po 30 km coś we mnie pękło. Przyspieszyłem. Wiedziałem, że już nic mnie nie zatrzyma – relacjonuje 22-latek.

Po 11 godzinach i 10 minutach Wiktor przebiegł linię mety. – Spełniłem marzenie. Zostałem IRONMANEM. Czas lepszy niż zakładałem. Lepszy niż się spodziewałem – uśmiecha się.

Co dalej?

Po zawodach przyszła cisza. – Poczułem pustkę. Przez tyle miesięcy wstawałem z jednym celem, a teraz… ten cel został spełniony. Ale wiem jedno – to dopiero początek – mówi.

Dziś Wiktor ma 22 lata i nowe ambicje – chce zakwalifikować się na Mistrzostwa Świata IRONMAN. Na co dzień jest instruktorem pływania, promuje sport i zachęca innych do działania. – Wierzę, że pływanie to coś więcej niż ruch – to styl życia, pasja i wolność. Jeśli ktoś chce zrobić pierwszy krok w stronę swoich marzeń – niech pisze, chętnie pomogę – podkreśla.

Na końcu rozmowy dodaje: Gdyby nie wsparcie mojej dziewczyny, rodziny i przyjaciół, nie osiągnąłbym tego. To dzięki nim uwierzyłem, że dam radę.

Historia Wiktora Korzeniowskiego to nie tylko opowieść o sporcie. To przypomnienie, że granice istnieją tylko w naszej głowie. – Jeśli w coś wkładasz całe swoje serce, wszystko jest w zasięgu ręki. Marzenia się nie spełniają – marzenia się realizuje. Więc jeśli to czytasz, mam do ciebie jedno przesłanie: nie czekaj na lepszy moment. Zacznij teraz. Bo wszystko, czego potrzebujesz, masz już w sobie – mówi nasz rozmówca.

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA