Apel, skądinąd, ważny, ale czy możliwy do realizacji? Wątpliwe.
Problem zasygnalizował na ostatniej sesji Rady Miasta Oleśnicy radny Dawid Jankowski. – W Oleśnicy, wcale nie tak rzadko, na miejscu nie ma dostępnej karetki pogotowia. Media piszą później o tym, że musiał lądować śmigłowiec LPR. Straż pożarna w takiej sytuacji zabezpiecza teren, głównie na parkingach, są więc utrudnienia dla kierowców – tak radny argumentował swój pomysł. – A gdyby był wydzielony taki teren pod lądowisko to usprawniłoby to proces akcji ratowniczej.
Czy realizacja takiego postulatu jest realna? Nie, a przynajmniej nie na ten moment. Oleśnica od lat sygnalizuje władzom samorządowym, w tym władzom województwa, o zbyt małej liczbie ekip pogotowia ratunkowego w powiecie oleśnickim. I nie chodzi tu o liczbę samych karetek, bo te od czasu do czasu są dla oleśnickiego pogotowia kupowane. Chodzi o liczbę zespołów ratowniczych. Nie udało się tego, mówiąc kolokwialnie, załatwić żadnej z poprzednich ekip rządzących i wątpliwe jest, że uda się obecnej. Śmigłowiec LPR ląduje więc w Oleśnicy i w innych gminach, bo brakuje zespołów naziemnych, ale zdarza się też, że z konieczności szybkiego transportu pacjentów do szpitali we Wrocławiu.
Sceptycznie do pomysłu Dawida Jankowskiego odniosło się dwóch radnych. – Straż będzie zawsze, bez względu na to, gdzie wyląduje śmigłowiec – powiedział Aleksander Chrzanowski, a Marek Kamaszyło dodał, że LPR ląduje tam, gdzie ma najbliżej do pacjenta.