Kiedy 14 lat temu odchodził z wrocławskiego ogrodu zoologicznego wiedział jedno - chce stworzyć gabinet i pracować na własny rachunek. Dzisiaj obok pomocy, jaką daje domowym zwierzakom, doktor Tomasz Grabiński wspiera dzikie stworzenia, które tej pomocy potrzebują.
Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt w Kątnej to miejsce, do którego trafiają nie tylko domowe psy czy koty. To gabinet, który wpiera potrącone sarenki, bobry, czy bociany. Na Dolnym Śląsku podobnych ośrodków jest kilka, tak więc lekarz weterynarii Tomasz Grabiński na brak zajęcia nie narzeka.
– Dzisiaj mam pod swoją opieką kilka bocianów, leczymy też bobra, a już niebawem zaczną trafiać do nas, niemal masowo, sarenki, bo wiosna to ten czas, gdy najczęściej potrzebują one naszego wsparcia – opowiada Tomasz Grabiński. Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt w Kątnej stworzył kilkanaście lat temu, gdy podjął decyzję o odejściu z wrocławskiego ogrodu zoologicznego. – To, czego nauczyłem się tam, opiekując się m.in. sarnami czy jeleniami, dało mi dużo w mojej nowej pracy – mówi. – Sarenki potrącone przez samochody trafiają do mnie wyjątkowo często. Mój telefon alarmowy dzwoni o różnych porach dnia i nocy.
Los zwierząt potrąconych przez kierowców bywa różny. Gdy sarnę uda się uratować np. poprzez operację, po rehabilitacji w ośrodku pana Tomasza trafia ona z powrotem do lasu. – Odwozimy zwierzęta w okolice tych miejsc, z których zostały zabrane, by dołączyły do swoich – mówi, apelując, by kierowcy sami nie zabierali zwierząt do swoich samochodów. – Mówię to z dwóch powodów – podkreśla weterynarz. – Po pierwsze prawa w Polsce jest takie, że kierowca, który decyduje się na taki krok automatycznie bierze na siebie koszty leczenia zwierzęcia. Zamiast więc zabierzemy potrącone zwierzę, zadzwońmy po policję. Po drugie, przewożenie dzikich zwierząt w samochodzie jest po prostu niebezpieczne. Pamiętam przypadek, gdy potrącony jelonek nagle ocknął się w samochodzie i chcąc się wydostać z pułapki dosłownie je zdemolował. Podobnie dzieje się, gdy sarna zabłądzi i trafi na nasze podwórko. Nie starajmy jej się pomóc w wydostaniu się na zewnątrz. W takiej sytuacji, najlepiej pozostawić otwartą bramę, zabrać z podwórka nasze zwierzęta i razem z nimi poczekać w domu aż sarna sama znajdzie drogę do wyjścia.
Doktor Grabiński wspomina też historię łabędzicy, który połknęła wędkarski haczyk. – Stosunkowo szybko trafiła do nas, potem na prześwietlenie, tak więc haczyk udało się zlokalizować, a później wyciągnąć z przełyku – opowiada lekarz. – Gdy tylko było to możliwe odwieźliśmy ją nad staw, gdzie zostawiła małe.
Osobny rozdział w życiu Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt stanowią bociany. Od wiosny do jesieni jest ich w Kątnej co najmniej kilka. Jeden zamieszkiwał u doktora Grabińskiego aż siedem lat. Inne zazwyczaj pozostają pod jego opieką kilka miesięcy. Jednego z nich doktor Grabiński ratował po tym, gdy ptak uderzył w transformator, na którym od lat znajdowało się bocianie gniazdo. – Prawdopodobnie zniósł go wiatr – przypuszcza lekarz od dzikich zwierząt. Wszystkich, którzy samodzielnie chcą ratować bociany przestrzega. – Wbrew pozorom to niebezpieczne ptaki. Bocian może dziobem wybić człowiekowi oko – ostrzega.
Bywa, że praca doktora Grabińskiego polega też na polowaniu. Oczywiście środkami usypiającymi. – Zdarza się, że z prośbą o interwencje zgłaszają się do nas właściciele bydła hodowlanego, które ucieka z pastwiska – opowiada. – W tym przypadku trzeba działać szybko, bo taki uciekinier bardzo szybko dziczeje. Zdarzyło się, że polowaliśmy na byka kilka dni, zanim udało nam się go trafić i uśpić.
Tomasz Grabiński interweniuje w całej okolicy. Bardzo często pojawia się także w Oleśnicy. – Niedawno o interwencję poprosiło mnie jedno z przedszkoli – mówi. – Przy jego płocie ulokowała się sarenka i panie zgłaszające nie wiedziały, co się z nią dzieje. Kiedy dotarłem okazało się, że właśnie to miejsce sarna wybrała sobie na wydanie na świat młodych. Delikatnie przekonałem ją, bo nieco zmieniła lokalizację.