REKLAMA

Oleśnicki zegarmistrz przyznaje: w moim zakładzie czas się zatrzymał

Katarzyna Kijakowska | Katarzyna Kijakowska
Oleśnicki zegarmistrz przyznaje: w moim zakładzie czas się zatrzymał
REKLAMA

Jacek Surma niejako z rozpędu, a raczej w wyniku rodzinnej tradycji, wykształcił się na zegarmistrza. Rok po odejściu swojego taty, Tadeusza, opowiada nam, jak w obecnych czasach wygląda praca w jego zawodzie.

– Można by rzec, że u nas czas się zatrzymał – śmieje się zegarmistrz z oleśnickiego rynku, który fachu uczył się w latach dziewięćdziesiątych. – Mimo ogromnego skoku w elektronice nadal trafiają do mnie zegary z duszą. Nadal mam pełne ręce roboty.

A ręce, jak przyznaje nasz rozmówca, są w jego pracy najważniejsze. – No i jeszcze dobry wzrok i spokój – żartuje pan Jacek, a drzwi jego zakładu podczas naszej rozmowy się nie zamykają.

Wizyty są sympatyczne i krótkie, bo wielu klientów zegarmistrz „załatwia od ręki”. – Mój tata był znany nie tylko z tego, że był dobrym zegarmistrzem, ale także z tego, że lubił ludzi i rozmowy z nimi. Ze mną jest tak samo. Czasem czuję się w zakładzie jak ksiądz albo taksówkarz, bo klienci dużo i chętnie rozmawiają – mówi oleśnicki rzemieślnik. On sam przejął fach od taty Tadeusza Surmy, który w 1968 roku trafił do zakładu w rynku jako uczeń ówczesnego właściciela Edwarda Sołtysika. – W latach osiemdziesiątych tata miał swój zakład w Bierutowie, a potem wrócił do Oleśnicy i tutaj już pozostał – wspomina pan Jacek.

Jego synowie poszli swoimi drogami. – Wszystko wskazuje więc na to, że zakład będzie działał do czasu aż zdecyduję się odejść na emeryturę – mówi.

Na razie jednak nie ma o tym mowy, bo Jacek Surma ma co robić i w swoim zakładzie, i sprawując opiekę nad najważniejszym oleśnickim zegarem. Tym na ratuszowej wieży. A on, jak się okazuje, wymaga systematycznych wizyt zegarmistrza. – Jestem na wieży regularnie, co 10 dni, od 10 lat – mówi Jacek Surma. – Za każdym razem, jak to policzył mój młodszy syn, muszę wykonać 300 obrotów korbą, żeby zegar nakręcić.

– W latach siedemdziesiątych ówcześni oleśniccy zegarmistrzowie, w tym mój tata, wyremontowali go i od tamtej pory sprawuje się nienagannie, choć w tym roku skończył sto lat – odpowiada na moje pytanie o kondycję zegara, na który oleśniczanie zerkają najczęściej.

Jakie „ciekawe” okazy trafiają do Jacka Surmy? – Teraz mam u siebie zegar pokładowy z okrętu amerykańskiego. Naprawiam też schwarzwaldzką kukułkę, która ma już chyba 80 lat – wylicza zegarmistrz, przyznając, że przedmioty z duszą wracają do łask. – A do mnie trafiają z nimi młodzi ludzie, którzy z sentymentu do dzieciństwa spędzonego u babci w swoich domach też chcieliby mieć zegar z kukułką – dodaje.

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA