NASZ WYWIAD. Każde życie warte jest przeżycia i ratownik pamięta o tym cały czas
Rozmowa z Tomaszem Krawczakiem, prezesem stowarzyszenia Oleśnickie Służby Ratownicze.
Dlaczego warto uczyć się pierwszej pomocy?
Musielibyśmy zacząć w ogóle od pytania, co to jest pierwsza pomoc, a na nią składa się mnóstwo działań. Nie tylko tych najbardziej spektakularnych, czyli uciskanie klatki piersiowej, czy ułożenie kogoś w pozycji bezpiecznej bądź tamowanie dużych krwotoków. Pierwsza pomoc to także szereg czynności, które mają nie doprowadzić do pogorszenia stanu zdrowia fizycznego, psychicznego no i śmierci. Dlatego już samo nawet nałożenie plasterka będzie udzielaniem pierwszej pomocy. Zasadniczo pierwsza pomoc to wszystkie czynności, które podejmiemy przed przyjazdem pogotowia ratunkowego włącznie z jego wezwaniem.
Wiadomo jednak, że największe znaczenie dla „przeżycia” osoby poszkodowanej będą miały te działania bezpośrednio ratujące zwłaszcza w sytuacji nagłego zatrzymania krążenia. I to właśnie jest ważne, że tak naprawdę to świadkowie zdarzenia, czyli te osoby, które są przy poszkodowanym w momencie zatrzymania krążenia, dają, albo w sposób znaczący zwieszają, szansę na przeżycie. To właśnie działania pierwszo pomocowe powodują, że przyjeżdżający Zespół Ratownictwa Medycznego ma kogo ratować.
Pomijam tutaj fakt, że udzielanie pierwszej pomocy zwiększające szanse na przeżycie jest obowiązkiem moralnym każdego człowieka. Dodatkowo zapisy prawne nakazują ten obowiązek każdemu obywatelowi.
Większość osób nie potrafi udzielać pierwszej pomocy, bojąc się podejmowania działań ratowniczych. Spowodowane to jest zbyt małą ilością szkoleń oraz faktem, że wiele prowadzonych i dostępnych na rynku szkoleń jest nieskuteczna. Pomimo przeprowadzanych szkoleń, ludzie nie potrafią udzielać pierwszej pomocy i nie zdają sobie sprawy, że np. użycie podczas działań ratowniczych urządzania AED znacząco wpływa na przeżywalność poszkodowanych, mówi się o aż 75% większej szansie na przeżycie.
Jak wygląda takie szkolenie? Czy musimy mieć mnóstwo wolnego czasu, by je przejść?
Wszystko zależy od tego, co chcemy osiągnąć, jaką wiedzę przyjąć. Zasadniczo każda, nawet najmniejsza chwila poświęcona na nauczenie się czegokolwiek z zakresu pierwszej pomocy już jest ważna i potrzebna. Są różne szkolenia. Nasze Stowarzyszenie prowadzi m.in. krótkie szkolenia podczas wszelkiego rodzaju imprez odbywających się na naszym rejonie. Są to krótkie, często kilkuminutowe pogadanki, ale można w tym czasie sobie coś przypomnieć, dowiedzcie się czy spróbować pewnych ratowniczych czynności. I już tylko chociażby z tej formy warto skorzystać.
Prowadzimy również szkolenia bardziej zaawansowane, aż do szkoleń z zakresu Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy, które to są szkoleniami nadającymi tytuł RATOWNIKA zgodnie z Ustawa o PRM (nie mylić z ratownikiem medycznym). Jest to największe możliwe szkolenie z zakresu ratownictwa możliwe do osiągnięcia w naszym kraju bez ukończenia uczelni wyższej.
Ale takie fajne szkolenie dające duży zasób wiedzy i umiejętności trwa około 8 h. Organizujemy szkolenia jednodniowe oraz podzielone na 2-3 dni. Podczas takiego szkolenia kursant nabywa kompleksową wiedzę z zakresu udzielania pierwszej pomocy, uczy się podczas ćwiczeń i szlifuje podczas pozoracji. Tego typu szkolenia kończą się otrzymaniem certyfikatu potwierdzającego nabycie umiejętności ratownika pierwszej pomocy. Nasze Stowarzyszenie jest jednostką Akredytowaną przez IFACC (International First Aid Certification Centre) dzięki czemu gwarantujemy, iż przekazywane treści są zgodne z najnowszymi wytycznymi obowiązującymi w naszym kraju i na świecie.
Organizujemy dla chętnych także krótsze szkolenia – 4 czy 6 h. Prowadzimy również szkolenia ukierunkowane i specjalistyczne, m.in. szkolenie pierwszej pomocy pediatrycznej (gdzie zajmujemy się głównie maleństwami do 3 roku życia i różnymi sytuacjami zagrożenia zdrowia czy życia) czy szkolenie w pierwszej pomocy weterynaryjnej.
Zasadniczo, jak powiedziałem wcześniej – każde, nawet najkrótsze szkolenie ma sens i jest potrzebne. I żaden czas poświęcony na szkolenie nie będzie czasem zmarnowanym, gdy pojawi się konieczność ratowania czyjegoś życia.
Czy jest bariera wiekowa, albo może taki czas w życiu młodego człowieka, gdy warto poznać te zasady?
Nie ma hasła na „za wcześnie”. Ja pracowałem już z dziećmi w żłobku czy przedszkolu. Warto zauważyć albo uświadomić sobie stare powiedzenie: „czym skorupka za młodu….”. Wiem, że najmłodsi nie są w stanie przeprowadzić nie wiadomo jak zaawansowanych działań. Ale są w stanie skutecznie wezwać pomoc, sprawdzić przytomność itp. Wiem, że warto uczyć pierwszej pomocy od najmłodszych lat i przynosi to doskonałe efekty w przyszłości. Łatwiej potem powtarza się wiedzę i ją szlifuje niż zdobywa na nowo. Dlatego też już w podstawach programowych przedszkoli czy nauki wczesnoszkolnej są elementy związane z pierwszą pomocą.
Osobiście uważam, że nie ma czasu zbyt wczesnego tak samo jak nigdy nie jest za późno, by się uczyć pierwszej pomocy. Dlatego też jako Stowarzyszenie pracujemy i szkolimy często, już od kilku lat, cyklicznie oleśnickich seniorów.
Na przedstawionym filmie można zobaczyć, jak podstawowy schemat działań pierwszopomocowych prezentuje 2,5 roczna Zuzia – czy umie za dużo czy za mało?? Myślę, że zdecydowanie więcej potrafi niż większość naszego społeczeństwa, Więc nie jest za wcześnie nie jest za późno – warto się uczyć pierwszej pomocy.
Jak to się zaczęło u ciebie? Przez lata pracowałeś w innej branży niż ratownictwo.
O tak, wiele wiele lat ratownictwo nie było moim głównym zajęciem. W sumie nadal nie jest jedynym. Aczkolwiek niewątpliwie dominującym. Mimo że nie było moim zajęciem, to jednak ciągle temat ratownictwa krążył gdzieś wokół. Zawsze z chęcią brałem udział we wszelkich szkoleniach i możliwych na moje czasy grupach zwianych z ratownictwem, np. w harcerstwie.
Taką granicą były chyba moje dzieci. Okazało się w pewnym momencie mojego i ich życia, że posiadają już tak dużą wiedzę w tym zakresie, że nie jestem ich w stanie więcej nauczyć. I postanowiłem uczyć się sam w tym temacie – w temacie ratownictwa. Szybko z racji moich kwalifikacji nie tylko zdobywałem kolejne szczeble wiedzy i umiejętności, ale także kolejne kroki certyfikacji. By ostatecznie nie tylko się uczyć (bo robię to ciągle i nieprzerwanie) ale także by uczyć. Skończyłem kilka uczelni w tym zakresie i zostałem – można tak powiedzieć – dydaktykiem pierwszej pomocy. Obecnie poza przeszkalaniem rocznie kilku tysięcy ludzi w tym zakresie podczas szkoleń i kursów, poza szkoleniem instruktorów pierwszej pomocy (którzy potem szkolą innych), jestem nauczycielem i wykładowcą m.in. edukacji dla bezpieczeństwa czy edukacji ratowniczej.
Przed wieloma latami związałem się ze Stowarzyszeniem Służby Ratownicze, od 2014 roku jestem tam w Zarządzie, a od 2015 dane mi jest prowadzić tę organizację, będąc jej prezesem. Dzięki temu jeszcze bardziej dane jest mi spełniać postawione sobie cele i „życiową misję”. Nasze Stowarzyszenie, zwłaszcza lokalnie, może przyczyniać się wielopoziomowo do zwiększania bezpieczeństwa mieszkańców naszego miasta i regionu. I za to jestem wdzięczny – wszystkim moim współpracownikom za pomoc, a wszelkim instytucjom i innym organizacjom czy też całemu społeczeństwu za okazane zaufanie. Mogę obiecać, że dużo pracy przed nami i na pewno będziemy podejmowali nowe zadania, kontynuując stare poczynania.
Jak sobie o tym pomyślę, że wśród tych wszystkich przeszkolonych ludzi znajdzie się choć jedna osoba, której dane będzie uratować czyjeś życie – WARTO BYŁO, warto było poświęcić to wszystko do tej pory. Nie ma większego daru niż Dar Życia.
Pamiętasz swój „pierwszy raz”? Czy to jest ogromna trema, gdy mamy świadomość, że czyjeś życie leży w naszych rękach?
To jest bardzo ciekawe pytanie. Mój pierwszy raz był, gdy byłem sam jeszcze dzieckiem. To mi uświadomiło, jak ważne jest posiadanie wiedzy i umiejętności w zakresie pierwszej pomocy.
Niewątpliwie świadomość, że każda moja czynność może komuś dać szansę na przeżycie jest niesamowita. I o tym przede wszystkim powinniśmy pamiętać. Nie o tym, że czyjeś życie leży w naszych rękach. Ale o tym, że nasze działanie może komuś dać szanse na przeżycie. Świadomość tego, że lepszym będzie zrobienie czegokolwiek niż nie zrobienie niczego powinna towarzyszyć każdemu, kto ma wątpliwość czy warto, czy da radę, czy potrafi.
Przyznaję – czasami, po jakiś działaniach, czy to pierwszo pomocowych przypadkowych, czy też moich zawodowych obecnie, siadam wieczorem w fotelu i mówię sobie – gdyby mnie tam nie było, gdybym nie umiał tego co umiem, to ta osoba mogłaby nie przeżyć. I to jest niesamowite, ta świadomość, że w swoim życiu zrobiliśmy wszystko, by dać komuś szansę. Utkwiły mi w głowie takie słowa: „Czy zdajesz sobie sprawę, że przypadek może w każdej chwili włożyć w Twoje ręce władzę Boskiego Cezara? W odniesieniu do osoby w Nagłym Stanie Zagrożenia Życia będziesz musiał zdecydować „żyj” albo „umrzyj”!!! !!! Od decyzji tej nie uciekniesz, gdyż ucieczka równa jest decyzji drugiej. I będziesz miał tego świadomość. Życzę Ci prawidłowych wyborów.”
Najbardziej nietypowe sytuacje, w których ty lub Twoi współpracownicy udzielaliśmy pomocy potrzebującej osobie?
Takich wyjątkowych sytuacji jest dość dużo. Życie nie układa łatwych scenariuszy. Często osoby ratujące zawodowo ludzkie życie, czy to strażacy czy to pracujący w zespołach ratownictwa medycznego, muszą borykać się z dziwnymi sytuacjami – często scenariusze życia są niewyobrażalne nawet dla najlepiej piszących scenariusze filmowe.
Są takie, które mocno potrafią utkwić w pamięci. Są też takie, o których chce się szybko zapomnieć.
Niektóre związane są z miejscami, gdzie były prowadzone działania, jak np. prowadzona przez zespół naszego stowarzyszenia resuscytacja w barze mlecznym. Bardzo ta akcja utkwiła mi w pamięci. Ponad 2,5h walki o życie, a dla wielu ludzi-przechodniów najważniejszy w tym momencie był zablokowany parking samochodowy przez stojące karetki czy brak możliwości zrobienia zakupów posiłków w barze – „bo ja cały dzień nic nie jadłem i jestem głodny”. Z niektórych innych sytuacji –prowadzenie reanimacji w wejściu do kościoła, bez możliwości wyjścia osób będących w środku – mały kościółek, tylko jedno wejście. Cały kościół modlił się w tym czasie o życie człowieka, o którego walczyliśmy ze śmiercią prawie 1,5h. Udało się. Wdzięczność wszystkim ratującym ale i tym modlącym się. Niesamowite!
Było także wiele rożnych innych sytuacji, w których udzielaliśmy pomocy. Zawsze mówię w zakresie zabezpieczenia różnych imprez – nie ma łatwych zabezpieczeń. Czasami są takie, które wydaje się są mega bezpieczne i nic się nie może stać. A tu nagle coś – przykład, turniej szachowy i poważny uraz kości czaszki. Są takie, gdzie ryzyko wpisane jest w wydarzenie, a nic poważnego się nie dzieje.
Najważniejsze zawsze, by nie bać się udzielać pomocy niezależnie od sytuacji. Po zapewnieniu sobie bezpieczeństwa można naprawdę ratować w najdziwniejszych miejscach i dać komuś szasnę.
Jakie emocje towarzyszą ratownikowi w takich chwilach?
Najważniejsze to działać. Niezależnie od wszystkiego. Zrobienie czegokolwiek będzie lepsze nic nie zrobienie niczego. W przypadku nagłego zatrzymania krążenia (brak oddechu) już człowiekowi nie można zrobić większej krzywdy niż ma. Nie ma nic gorszego dla człowieka – niż brak oddechu. Dlatego trzeba działać bez myślenia.
Czasami trudno nie myśleć, zwłaszcza w działaniach z dziećmi często w głowie ciężko sobie poukładać wszystko. To chyba największe emocje targają ratownikiem, gdy musi ratować najmłodszych.
Najważniejsze, by dać z siebie wszystko co możliwe, by w miarę posiadanych umiejętności działać po to, by zwiększyć czyjeś szanse na przeżycie czy dać komuś szanse na życie. I to niezależnie od poziomu, na jakim przychodzi to działanie – czy to w zakresie pierwszej pomocy przez wszystkich obywateli, czy kwalifikowanej pierwszej pomocy przez ratowników w jednostkach wspierających system czy też w ramach medycznych czynności ratunkowych przez zespoły ratownictwa medycznego. Każde działanie jest po to, by dać komuś szanse. Każde życie warte jest przeżycia i ratownik o tym pamięta cały czas.
Najłatwiej jest zostawić za sobą zamknięte drzwi po działaniach, przeanalizować, zobaczyć co można było lepiej zrobić pod kątem przyszłych działań i zapomnieć.
Ciężkie to jest i nie zawsze się da. Zwłaszcza w sytuacjach na tzw. ulicy, prowadzonej przez świadków zdarzenia, czasami te emocje potrafią paraliżować. Związane jest to ze zbyt małą wiedzę, brakiem ćwiczeń i nabywania nowych umiejętności. Dlatego zachęcam do ciągłego uczenia się pierwszej pomocy. Tego nigdy nie będzie wystarczająco, choć wiem, że dla wielu to wiedza zbyteczna, bo są od tego służby powołane. Jednak czy lepiej dać komuś szansę bo mamy wiedzę pierwszo pomocową, czy poczekać i patrzeć na „odchodzenie” bo nie potrzebna była mi nauka pierwszej pomocy.