Jak zaczęła się przygoda pani Basi z lalkami reborn? – Szukałam prezentu dla córki i przeglądałam strony na allegro – opowiada oleśniczanka. – Bardzo mnie to zaintrygowało i zaczęłam je kolekcjonować. Później doszłam do wniosku, że podejmę próbę, by robić je samodzielnie.
Najpierw była to tylko pasja. Dziś oleśniczanka prowadzi już swoją firmę. Wynajęła pracownię i urządziła w niej klinikę dla lal. Trafiają tutaj lalki reborn, które trzeba zreperować. Powstają też nowe. Wszystkie bardzo realistyczne i do złudzenia przypominające noworodki. – Utworzyłam też okno życia dla takich lal – mówi nasza rozmówczyni. – Powody, dla których laki do niego trafiają są różne. Ostatnio na przykład napisała do mnie pani, która jest bardzo poważnie chora. Będzie przechodziła kolejną chemioterapię. Nie wie, czy wróci ze szpitala. Nie chce, aby w razie jej śmierci, ktoś te lalki wyrzucił.
W pracowni pani Basi jedna lalka powstaje w ciągu kilkunastu dni. Inspiracje do projektów oleśniczanka czerpie głównie ze zdjęć. – Ludzie zachwycają się tą nietypową sztuką, choć bywają odbierane też kontrowersyjnie – mówi. – Nie dowierzają, że z kawałka winylu można zrobić coś, co do złudzenia przypomina prawdziwe niemowlę. Ze wszystkimi szczegółami, znamionami.
Pani Basia jest jedną z piętnastu rebornerek w Polsce. Wykonała już ponad sto lalek. Gdzie trafiły? – Każda znalazła nowy dom. Są porozmieszczane po całej Polsce. Kilka udało mi się wysłać do kolekcjonerek zagranicznych do USA oraz do Bośni i Hercegoviny – mówi oleśniczanka. W pracy pomaga jej od niedawna pani Ewa. – Lubię manualne prace, dlatego z chęcią podjęłam się wyzwania – uśmiecha się oleśniczanka.