Przez ponad 20 lat swojej działalności uszyła suknie ślubne dla tysięcy panien młodych. Dzisiaj Agnieszka Szygenda mierzy się z pandemią i zapewnia, że nie powiedziała ostatniego słowa. - Mam plany i marzenia - uśmiecha się właścicielka ślubnego atelier.
W branży sukien ślubnych zaczynała w 1997 roku. – Pracownia Sukien Ślubnych Gracja, czyli mój pierwszy salon, mieściła się przy ul. Sucharskiego – wspomina pani Agnieszka, która z wykształcenia jest krawcową, a pierwsze szlify zdobywała w nieistniejącej już szwalni, która działała przed laty przy ul. Wrocławskiej w Oleśnicy. – Od zawsze moim marzeniem były jednak suknie ślubne – mówi. – Wszystkiego nauczyłam się sama. Do dzisiaj doskonale pamiętam pierwszą swoją klientkę i pierwszą suknię, którą uszyłam.
Pierwsza pracownia szybko okazała się zbyt mała, bo klientek w Gracji przybywało. Z Sucharskiego pani Agnieszka przeniosła się do wolnostojącego budynku przy ul. Kazimierza Wielkiego. – Wyremontowałam go, wstawiłam dużą witrynę, w której mogłam prezentować suknie i rozpoczęłam kolejny etap swojej działalności – opowiada Agnieszka Szyganda, która w tym miejscu działała aż do 2009 roku. – Zmiana użytkowania tego terenu (budynek został wyburzony, red.) zbiegła się w czasie z narodzinami mojej córki, a że trudno było wtedy znaleźć lokal w mieście uznałam to za znak, że mam zająć się dzieckiem – wspomina z uśmiechem. – Miałam dwa lata przerwy, podczas której klientki nie ustawały w przekonywaniu mnie, że powinnam wrócić. I tak faktycznie się stało.
W ostatnich latach oleśniczanka działa pod szyldem Atelier Ślubne Agnieszki Szygendy. Jej pracownia mieści się przy ul. Wojska Polskiego. Co przez te wszystkie lata zmieniało się w modzie ślubnej? – Każdy rok przynosi coś nowego – mówi nasza rozmówczyni. – Moda charakteryzuje się obecnie bardzo dużą rozpiętością. Modne są i syrenki, i lekkie sukienki bez halek. Zdarzają się też klientki, które szyją suknie ze sztywnymi halkami, stawiają na cekiny, koralki, chcą mieć przy sukni tren. Każdej pani, która trafia do mojego atelier mówię: moda modą, ale ważne są marzenia.
– I faktycznie, trafiają się panny młode, które nie chcą podążać za modą tylko chcą mieć suknię taką, jaką sobie wymarzyły – przyznaje. – Ja nie jestem temu przeciwna, bo uważam, że każda panna młoda w dniu ślubu powinna czuć się wyjątkowo, a każda suknia ślubna powinna pasować do osobowości, urody. Może być przepiękna suknia, ale założy ją jedna kobieta i będzie wyglądała jak przebrana, a założy ją inna pani i będzie się w niej prezentowała idealnie.
Pani Agnieszka podkreśla, że w dniu ślubu każda panna młoda powinna czuć się wyjątkowo. – Nie może mieć wrażenia, że coś jest nie tak, że to nie jest ta suknia, albo nie tak uszyta, nie w tym kolorze – mówi. – Ten dzień musi przeżyć tak, jak sobie wymarzyła.
Uszycie sukni ślubnej trwa od 2 do 3 tygodni. – Robię to inaczej niż w większości salonów ślubnych – mówi nasza rozmówczyni. – Przerwy między przymiarkami są krótkie, co pozwala mi dobrze pamiętać osobę, dla której szyję suknię. Przymiarki co pół roku się nie sprawdzają. Umawiam się z klientkami tak, by suknia była gotowa na miesiąc przed ślubem. Nie ma sensu wcześniej, bo panie chudną. Czasem po 2-3 centymetry w tygodniu.
Jak dużo wcześniej trzeba przyjść, by suknię zamówić? To zależy od terminu ślubu. Warto zamówić sobie termin wcześniej, gdy ślub ma się odbyć w najbardziej popularnych miesiącach. Od maja do września trzeba to zrobić minimum pół roku wcześniej.
Pani Agnieszka szyje także stroje dla mam czy babć panien młodych, dla ich druhen. – Cieszy, gdy panie są zadowolone, gdy polecają mnie swoim koleżankom – uśmiecha się Agnieszka Szygenda. – Panna młoda, która czuje się w dniu ślubu jak w bajce, to dla mnie największy komplement.