REKLAMA

Jak w trudnym czasie pandemii koronawirusa radzą sobie oleśniczanie żyjący w różnych częściach Europy? Opowiedzieli nam o tym

Katarzyna Kijakowska | Katarzyna Kijakowska
Jak w trudnym czasie pandemii koronawirusa radzą sobie oleśniczanie żyjący w różnych częściach Europy? Opowiedzieli nam o tym
REKLAMA

Irlandia, Włochy, Wielka Brytania, Niemcy, Hiszpania. To tylko część europejskich państw, gdzie mieszkają oleśniczanie. Tysiące kilometrów od rodzinnych domów zastała ich pandemia koronawirusa. Jak czują się w nowej rzeczywistości? Czy są bezpieczni?

Natalia Kohut mieszka w Szkocji. Pytana o to, jak wygląda dziś codzienne życie w tej części Europy, przyznaje że obostrzenia związane z życiem codziennym są podobne do tych, które obowiązują w Polsce. –  Można wychodzić z domu tylko do pracy bądź na najważniejsze zakupy, czyli jedzenie i leki – opowiada. –  Wszystkie restauracje zostały zamknięte, nie ma nawet możliwości zamówienia na wynos.

Szkoci mają możliwość jednej aktywności fizycznej na powietrzu dziennie. – Jest to spacer bądź wyjście na trening biegowy lub ewentualnie rower – mówi pani Natalia, która na co dzień pracuje w firmie farmaceutycznej. – Mamy zapewnione maseczki, rękawiczki i osobiste płyny do dezynfekcji – wylicza. – Osobna firma na bieżąco dezynfekuje i sprząta pomieszczenia. Od tego tygodnia mamy mieć sprawdzaną temperaturę przed wejściem do pracy.

Na terenie Wielkiej Brytanii mieszka wraz z rodziną pochodząca z Oleśnicy Kamila Kryszczenko. – Szkoły są tu zamknięte od dwóch tygodni, ale z mężem zdecydowaliśmy, że dzieci przestaną uczęszczać na lekcje jeszcze tydzień przed ich zamknięciem – opowiada. – Uważamy, że za późno zostały wprowadzone restrykcje i w dalszym ciągu są one nie wystarczające. Tutaj ludzie nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji i zagrożenia. Spacerują, spotykają się. Sam fakt mówienia o złapaniu odporności stadnej jest dla mnie irracjonalny przy tak groźnym wirusie – mówi pani Kamila.

Bardzo krytycznie o życiu w Anglii w czasie koronawirusa wypowiada się też Alicja Szachnowska. – Anglicy są ślepo zapatrzeni w rząd i królową, co w tej trudnej sytuacji jest przerażające – mówi oleśniczanka mieszkająca w Wielkiej Brytanii od 12 lat. – Tutaj bardzo długo nikt nie bał się wirusa.  Ludzie chodzili do pubów, na koncerty, na mecze w tym samym czasie, gdy innej kraje Unii Europejskiej już dawno były odizolowane. Dopiero 2 tygodnie temu kazano zostać nam w domu, ale wtedy liczba zachorowań była już bardzo wysoka, a kraj już nie umiał sobie z tym poradzić, bo po prostu jest na to za późno.

Jak wygląda ścieżka epidemiczna w Anglii? – Dzwoni się infolinię, na której pytają, jakie są objawy i każą zostać w domu przez 14 dni chyba, że stan robi się cpoważny – opowiada oleśniczanka. –  Przeraża mnie to, że nie są robione testy, że chorzy są zabierani do szpitali dopiero, gdy mają 40 stopni gorączki. My mamy siedzieć w domu i wychodzić kiedy musimy, natomiast na ulicach nie ma policji, a w parkach nadal jest mnóstwo dzieci, dorosłych robiących pikniki. To przerażające.

Problem z zakupami, szkoły dopiero jesienią

Mieszkająca w Niemczech Agata Wróbel wspomina początki pandemii w tym kraju. – Ludzie rzucili się na zakupy i ze sklepów znikało wszystko – opowiada. – Nie można było dostać żadnych środków do dezynfekcji, papieru toaletowego. Nie można było kupić mleka, mąki, makaronu, cukru. Były puste półki. Teraz, jeżeli chodzi o towar to wszystko jest. Oprócz oczywiście papieru toaletowego czy ręczników toaletowych, a w niektórych sklepach wprowadzono limit na zakup mleka.

Jak to zmieniło życie rodziny pani Agaty? – My przestrzegamy zakazów. Siedzimy w domu, oprócz spacerów do lasu, bo mieszkamy na wsi. Mojego męża fabrykę zamknęli. Na zakupy jeździmy tylko pojedynczo – wylicza nasza rozmówczyni, przyznając, że choć Niemcy późno wprowadzili zakazy i liczba chorych jest duża, wykonywanych jest dużo testów. – I dużo osób zdrowieje. Te informacje są pocieszające – podkreśla.

W Irlandii życie społeczne i gospodarcze stanęło trzy tygodnie temu. –  Podobnie, jak w Polsce musimy zostać w domach – opowiada Anna Kulon. – Parki, lasy, place zabaw zostały zamknięte. Można oddalać się od domu maksymalnie na odległość 2 km, a jeżeli się pracuje trzeba mieć specjalną przepustkę. Garda zatrzymuje pojazdy i to sprawdza. W sklepach obowiązuje wkładania rękawiczek i dezynfekcji rąk. Ludzie raczej przestrzegają tych wytycznych. – Tutaj władze przewidują taki stan rzeczy do 12 kwietnia, ale szkoły i uniwersytety, nawet jeżeli sytuacja się wyciszy, otwarte będą dopiero od września – mówi oleśniczanka.

O trudnych warunkach życia opowiedziała nam Kinga Zgórska, która w Hiszpanii prowadza własną działalność. – Jestem tłumaczem, ale zyski są dużo mniejsze, bo zainteresowanie tłumaczeniami, które robią jest obecnie znikome – opowiada, a pytana przez nas o obowiązujące zakazy odpowiada: Mówiąc o zakazach trzeba zapytać, czy jest coś, co nie jest zakazane?  – Na moim, zamkniętym osiedlu portier nie może już odbierać paczek, palacze nie mogą zejść na dół np. na papierosa czy wywiesić prania w górnej części budynku – mówi, ale dodaje też, że Hiszpanie starają się nie tracić humoru. – Codziennie wychodzą na balkony i dziękuję medykom, są weseli, jest muzyka. To taka ich mentalność – relacjonuje.

Włochy wyłączone z życia

Pandemia koronawirusa zastała Elżbietę Geraszek-Tusznicką we Włoszech. – Przyjechałam do Włoch 12 lutego, kiedy jeszcze nie było słychać o wirusie, aczkolwiek na lotnisku w Bolonii były już kontrole i pomiar temperatury. Wszystko zaczęło się tak naprawdę około 20 lutego – opowiada kolejna z naszych rozmówczyń. – Na początku było ciężko psychicznie – przyznaje. – Codziennie słyszeliśmy o tym ile ludzi umiera. Z dnia na dzień liczba zgonów i zarażonych była przerażająca. Najpierw zamknięto szkoły i bary, niektóre sklepy. Wychodzenie z domu było ograniczone – mówi. – W tej chwili wszystkie fabryki są też zamknięte. Możemy wyjść z domu tylko po zakupy i do apteki. Każde wyjście musi być przedstawione na dokumencie przy kontroli. Bez maseczki i rękawic nie możemy wejść do sklepów i ogólnie nigdzie.

Pani Elżbieta podkreśla, że unika kontaktów z ludzi, przestrzega zasad higieny i dzięki temu czuje się bezpieczna. – Najgorsze jest to, że jestem tak daleko od rodziny, od dziecka i nie mogę wrócić – mówi. – Owszem, ktoś może powiedzieć, że dla chcącego nic trudnego, ale jeśli każdy, kto mieszka za granicą będzie teraz wracał, nie myśląc przede wszystkim o swoich bliskich to my tego nigdy nie zatrzymamy. Każdy z nas może się zarazić w podróży i nie być tego świadomym, dlatego bezpieczniej jest zostać tu, gdzie się jest. Przecież to się kiedyś skończy…

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA