Straż o wyjazdach ratujących życie. Jest ich tak dużo, że zabrakło elektrod do defibrylatora
Oleśnicka straż pożarna często wzywana jest do osób, które potrzebują opieki medycznej. Dzieje się tak wtedy, gdy na terenie miasta nie ma dostępnego zespołu ratownictwa medycznego. Komendant oleśnickiej straży pożarnej przyznaje, że choć wszystko odbywa się zgodnie z prawem, sytuacja jest poważna.
– Powiat oleśnicki znajduje się na drugim miejscu na Dolnym Śląsku jeśli chodzi o wyjazdowość do czasowej niedyspozycji ratownictwa medycznego – wyjaśnia Andrzej Fischer, który przyznaje, że styczeń tego roku był pod tym względem wyjątkowy. – W ciągu 2-3 dni nie mieliśmy już elektrod do defibrylatora, a na ich dostawę trzeba chwilę poczekać – mówił.
Komendant przyznaje, że staje się to problemem, choć na razie sieć ochrony przeciwpożarowej na terenie powiatu oleśnickiego jest wydajna. – Rozmawiamy o tym m.in. z panem wojewodą (to wojewoda decyduje o ilości zespołów ratunkowych na terenie powiatu, red.). Nie chcę być złym prorokiem, ale boję się, że w pewnym momencie ten sposób działania systemu się załamie – mówił.
Ostatnio m.in. na ten temat rozmawialiśmy z burmistrzem Janem Bronsiem. – Wystąpiliśmy z wnioskiem do wojewody, że gotowi jesteśmy, jako miasto, zakupić nowy ambulans, ale oczekujemy, bo sami jako samorząd nie możemy, by wojewoda zapewnił obsadę na tę karetkę – przypomniał samorządowiec. – Wraz z nami do tego projektu chciały dołączyć samorządy Sycowa i Bierutowa, bo wszyscy dostrzegamy ogromny problem. Pan wojewoda, ku naszemu zdziwieniu stwierdził jednak, że obsada karetek jest wystarczająca i on takiej potrzeby nie widzi. To zaskakujące, bo przecież zabezpieczenie medyczne mieszkańców w tej kwestii to rola państwa.