HISTORIE SPRZED LAT. Konwojenci wrocławskiej firmy mieli przewieźć pieniądze z Raiffeisen Banku z Wrocławia do jego centrali w Poznaniu. Ale konwój zatrzymał się w lesie pomiędzy Borową a Rakowem. Zniknęły pieniądze i dwóch konwojentów. Jednym z nich był mieszkaniec Oleśnicy. Pozostała trójka leżała uśpiona lekiem psychotropowym.
Był rok 1999. Konwój z milionem dolarów wyjechał z Wrocławia 8 stycznia o godz. 16. Trzy godziny później miał być w Poznaniu. Nigdy tam nie dotarł. Tuż za Wrocławiem auta zatrzymały się. Po zjedzeniu sałatki warzywnej i ciasta trzech z pięciu ochroniarzy zaczęło zachowywać się dziwnie – tak, jakby byli pod wpływem narkotyków. Następnie zasnęli. Dwóch pozostałych zniknęło z pieniędzmi.
– Bankowóz znaleziono przy trasie w kierunku Warszawy, a nie Poznania, w okolicach Oleśnicy, rodzinnej miejscowości Cezarego S. Miałoby to wskazywać na dokładne zaplanowanie rabunku i zarazem jego autorów – sugerowały niedługo po napadzie ogólnopolskie media. – Policję zawiadomiono dopiero kilka godzin po napadzie. Wcześniej poszukiwania na własną rękę prowadzili pracownicy firmy konwojenckiej. Ten czas wykorzystali przestępcy, którzy prawdopodobnie jeszcze tej samej nocy przekroczyli granicę z Czechami, a kilka dni później byli już w Niemczech.
Początkowo policjanci i prokuratura zastanawiali się, czy przypadkiem trzej konwojenci, którzy zostali na miejscu, nie byli sprawcami kradzieży i czy to oni nie pozbyli się kolegów. Ostatecznie jednak to za zbiegłą dwójką rozesłano listy gończe. Policjanci prowadzący śledztwo nie spuszczali też z oka żon poszukiwanych. To właśnie obserwacja rodzin uciekinierów przyczyniła się do namierzenia miejsca, w którym się ukrywali. Choć sprawą ujęcia oleśniczanina Cezarego S. zajmował się także Interpol, na jego trop wpadła wrocławska policja. Przy zatrzymanych mężczyznach znaleziono dwa telefony komórkowe oraz perukę, ale nie pieniądze. Wiadomo, że Jarosław S., i Cezary S. planowali ucieczkę do Australii lub Kanady. Zamiast tego 30 czerwca 1999 roku wrócili do Polski. Do aresztu trafiły także żony konwojentów, oskarżone o umyślne paserstwo.
Obu konwojentów oskarżono o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia. – Prokuratura i Sąd Okręgowy przyjęły, że dosypany do sałatki lek usypiający można potraktować jak „środek obezwładniający” – pisała wówczas ogólnopolska prasa. – Ale obrońcy twierdzili, że ich klienci są niewinni i nie ma żadnych dowodów na to, że to oni ukradli pieniądze. Ich zdaniem gdyby przyjąć, iż Cezary i Jarosław w ogóle są winni to na pewno nie można uznać, że sałatka z lekiem usypiającym to „środek obezwładniający”. Mężczyźni zostali skazani na 11 lat więzienia. Pieniędzy z rabunku nie znaleziono.