Jedno jest pewne, spacerując ulicą, widok króliczków na trawnikach, zawsze wzbudza sympatię - pisze Wiesław Mazurkiewicz.
– Króliczki na oleśnickich trawnikach oswojone są jak gołębie, można łapać zwierzątka za uszy. Dawniej zazdroszczono wrocławskich krasnali. Przypominam sobie, dawniej z tego powodu były różne pomysły na promocję miasta, od smoków z smoczej jamy, po woje księcia Konrada – ale króliczki? – pisze oleśniczanin Wiesław Mazurkiewicz w mediach społecznościowych. – Wyskoczyły same, spontanicznie jak króliki z kapelusza. Obecnie Spółdzielnia artystyczna MAK, tworzy „królicze opowieści” i wykonuje wspaniałe prace, które wiesza i stawia w miejscach publicznych. To coś piękniejszego od krasnali i ma odwzorowanie cały czas w rzeczywistości.
– Dla mnie to zastanawiające, jak to możliwe, że króliczki na skrawkach zieleni w mieście, przez tyle lat przetrwały? – zastanawia się oleśniczanin. – W przyrodzie nie ma litości. W naturze mają wielu wrogów, od lisów, kruków, po środki ochrony roślin, w mieście dodatkowo koty, samochody i mało odpowiedzialni ludzie. Pomimo zagrożeń, radzą sobie i przechodząc ostatnio ulicą, spotkałem kilka króliczków, nawet takie wielkości marchewki. Co stanie się z króliczkami w przyszłości? Może stworzy się im ogrodzone miejsca? Może same wyginą, gdy przybędzie bezpańskich kotów? Możliwe że będzie tak samo jak w naturze, dokarmiane będą szybko się rozmnażać i tak samo ginąć. Jedno jest pewne, spacerując ulicą, widok króliczków na trawnikach, zawsze wzbudza sympatię.
zdjęcia: Wiesław Mazurkiewicz