Dzisiaj przed oleśnickim sądem odbyła się kolejna odsłona procesu Radosława B. Mężczyzna odpowiada za funkcjonowanie tzw. hodowli psów na terenie jego dwóch gospodarstw - w Kolonii Strzelce i Nowej Wsi Goszczańskiej.
Dzisiaj zeznania składali świadkowie. Byli to Damian S., Tadeusz P. oraz Sebastian K. i Anna D. – Podczas mojej obecności na posesji w Kolonii Strzelce pojawiły się tam dwie panie – mówił Damian S., który pomagał B. przy zwierzętach. – Przedstawiły się, że są z fundacji Oleśnickie Bidy i oznajmiły, że poza terenem posesji są martwe psy. Zapytały, czy są to psy od nas. Oznajmiły też, że mają wtyki w policji i prokuraturze i zaraz zjawi się tu patrol. Zadzwoniłem do właściciela posesji z zapytaniem czy mogę te panie wpuścić. On pozwolił. Te panie weszły i powiedziały, żeby już nic nie robić z psami, bo jest za późno, a one je i tak zabiorą. Ja wtedy miałem je właśnie karmić i poić – relacjonował mężczyzna.
– Psy zawsze miały pełne miski. Na posesji zawsze było duży zapas karmy. Psy były zadbane i nie były groźne. Sam jestem właścicielem dwóch psów więc wiem, że zwierzęta potrafią zrobić bałagan. Przy takiej ilości psów, jak w Strzelcach to było prawie niewykonalne, żeby tam był cały czas porządek.
Damian S. zapewniał też, że psy miały swobodę ruchu, nie były zamykane, a przede wszystkim nie były bite. – A te, jak zobaczyły smycz na ścianie to powiedziały, że ona służy nam do bicia psów. To był absurd, bo ja tej smyczy używałem do wyprowadzania jednego z nich na spacer. Budy były ocieplone siankiem, były pod dachem – mówił. – Na farmie w tym czasie nie zdechł żaden pies. Nie jest też prawdą, że pan B. kazał mi wyrzucić jakieś martwe psy tak jak zasugerowała pani z fundacji.
S. zapewniał, że teren tzw. hodowli był codziennie sprzątany. – Kiedy przyjechały panie z fundacji akurat mieliśmy to robić – mówił świadek, który zapewniał, że za pracę u B. nie otrzymywał wynagrodzenia.
Zeznania przed sądem składał także Tadeusz P., lekarz weterynarii. – Psy i zwierzęta pana B. były zadbane. Ja miałem do czynienia ze szczeniętami i tymi, które przyjeżdżały do mnie na szczepienia profilaktyczne – mówił, przyznając, że było to więcej niż 5 lat temu. – Nie zajmowałem się chorymi zwierzętami pana B. W latach 2016- 2017 nie byłem na terenie posesji oskarżonego ani w Strzelcach, ani w Nowej Wsi Goszczańskiej. W tamtym czasie na podstawie wyglądu szczeniąt wydaje mi się, że psy były trzymane w dobrych warunkach. Ja sporządzałem dokumentację medyczną tych szczeniąt. Później nie zajmowałem się już zwierzętami tego pana.
Lekarz stwierdził też, że szczepienia, które wykonywał Radosław B. nie mieszczą się w katalogu zwykłych szczepień, a to może świadczyć o tym, że był on dobrym hodowcą.
Dzisiaj zeznania składali jeszcze także Sebastian K. oraz Anna D., oboje z Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa.