Z drugiej strony gwizdka. Oleśniczanka Joanna Stefańczyk o blaskach i cieniach sędziowania
Joanna Stefańczyk podczas meczu na oleśnickim stadionie. FOT. GRZEGORZ KIJAKOWSKI
– Od dziecka interesowałam się piłką nożną – wspomina Joanna. – Pamiętam, jak mając 5–6 lat oglądałam z tatą mecze. Wtedy jeszcze nie rozumiałam różnicy między piłką klubową a reprezentacyjną. Tata, który w młodości grał w Pogoni Oleśnica, zabierał mnie też na mecze przy Brzozowej. Chciałam sama grać, ale w tamtym czasie w naszym mieście nie było kobiecej sekcji piłkarskiej.
Droga do sędziowania zaczęła się jednak nieco później. Podczas studiów Joanna trafiła na informację o kursie sędziowskim. – Moja siostra miała w klasie koleżankę, której brat był sędzią. Po rozmowie z nim zdecydowałam się spróbować. Zapisałam się na kurs w Dolnośląskim Związku Piłki Nożnej w 2005 roku wspomina.
Pierwsze kroki – nauka, egzaminy i debiut
Aby zostać sędzią, potrzebna jest solidna dawka wiedzy i przygotowania fizycznego. – Na początku przez kilka tygodni odbywały się szkolenia z przepisów gry we Wrocławiu – mówi oleśniczanka. – Potem przyszedł czas na egzamin pisemny i ustny, a następnie na część praktyczną – bieg Coopera. W ciągu 12 minut trzeba było przebiec jak najdłuższy dystans. Dopiero po zaliczeniu wszystkich etapów i zakupieniu stroju oraz akcesoriów można było oczekiwać przydziału pierwszego oficjalnego meczu.
Joanna do dziś pamięta swój debiut. – To był mecz juniorów Pogoni Oleśnica z Żórawiną, rozgrywany w Dobrzeniu. Emocje były ogromne. Ten pierwszy mecz pokazał mi, że można być teoretycznie świetnie przygotowanym, ale praktyka boiskowa to już zupełnie coś innego – mówi.
Adrenalina i pasja
Dziś, po 20 latach sędziowania, emocje nie słabną. – Cieszę się na każdy mecz – podkreśla. – Zawsze z niecierpliwością czekam na obsadę i informację, jakie mecze dostanę na weekend. Ta adrenalina jest nie do podrobienia – trzeba być skupionym, podejmować decyzje w ułamkach sekund. Kocham sędziowanie, aż trudno uwierzyć, że ta przygoda trwa już 20 lat.
Ale sędziowanie to nie tylko stres i odpowiedzialność. To też sportowy sposób na życie. – Najbardziej lubię właśnie tę adrenalinę, nieprzewidywalność. Każdy mecz jest inny. No i można poznać mnóstwo ludzi, poruszać się, spędzić czas na świeżym powietrzu. A czasem fajnie jest porządzić 22 facetami na boisku – mówi z uśmiechem.
Kobieta na murawie
Choć dziś kobiety coraz częściej widuje się w roli sędziów, początki nie były łatwe. – Dziś już nikogo nie dziwi, że kobieta prowadzi mecz – przyznaje nasza rozmówczyni. – Jednak część piłkarzy nie ma zaufania do kobiet sędzi. Co byśmy nie zrobiły to musimy bardzo się starać, żeby udowodnić, że potrafimy sędziować, a jeśli popełnimy jakiś błąd to nam się nie wybacza. To samo z kibicami, jak popełni się błąd to nie raz słyszałam, „do garów” albo „zniszczyłaś nam niedzielę”
Nie brakuje też zabawnych anegdot. – Kiedyś na meczu BKS Borów, gdzie asystowałam razem z koleżanką, dwóch podchmielonych kibiców rozmawiało: Patrz, baba na linii! E ty, chyba dwoi mi się w oczach, jest jeszcze druga! Wiesz co, to ja już dziś nie piję – śmieje się Joanna.
Ale bywało i mniej przyjemnie. – Kiedyś pojechałyśmy z koleżanką na mecz B klasy, gdzie ona była główna, ja z kolegą na linii. Po przyjeździe na mecz kierownik gospodarzy do nas, że „o widzę, że była zmiana w obsadzie”, a my, że nie było, a on do nas, że byli wpisani panowie – opowiada. – A my dalej, że jest w błędzie. I mówimy swoje nazwiska i Pan się zdenerwował, że mamy męskie nazwiska i że tak nie powinno być. Zapytałyśmy w takim razie czy to problem, że jesteśmy kobietami. Nic nie odpowiedział. Chyba wypadłyśmy nie najgorzej, bo po meczu przyszedł, przeprosił. Na innym meczu, zawodnik zapytał się o jakiś przepis, powiedziałam mu, jakie są nowe wytyczne, nie uwierzył, po meczu zapytał o to samo mojego kolegę. Jemu uwierzył mnie nie – opowiada.
Trudne momenty i lekcje pokory
Przez 20 lat kariery Joanna niejednokrotnie mierzyła się z trudnymi sytuacjami. – Najtrudniejszy był mój pierwszy mecz, bo to wtedy zrozumiałam, jak teoria różni się od praktyki – mówi Joanna Stefańczyk. – Kolejny, na A klasie w Stradomi Wierzchniej, był wyjątkowo nieprzyjemny. Jeszcze przed meczem zostałam wyzwana przez ówczesnego kierownika drużyny, bo tydzień wcześniej sędziowałam im na wyjeździe. Musiałam znosić wyzwiska przez cały mecz. Po tamtym spotkaniu po raz pierwszy i jedyny zeszłam z murawy ze łzami.
Był też moment powrotu po przerwie macierzyńskiej. – Po cesarce wróciłam na boisko po niespełna czterech miesiącach. Nie wiedziałam, jak zareaguje mój organizm, dlatego ten mecz był dla mnie wyjątkowo trudny – i fizycznie, i psychicznie – przyznaje.
Jak radzić sobie z emocjami na boisku?
Sytuacje konfliktowe to codzienność sędziów. – Na każdym meczu zdarzają się spory, mniejsze lub większe – opowiada. – Jako asystentka, jeśli zawodnik mnie wyzywa czy okazuje niezadowolenie, podnoszę chorągiewkę i wzywam sędziego głównego – on decyduje o karze. Po meczach bywają też tzw. masowe konfrontacje – wtedy trzeba być czujnym i pomóc głównemu wyłapać agresorów. Czasem to właśnie od naszej reakcji zależy, czy sytuacja nie wymknie się spod kontroli.
Trening, testy i egzaminy
Sędziowie – podobnie jak zawodnicy – muszą być w formie. Dwa razy do roku, wiosną i jesienią, zdają egzaminy. Najpierw test z przepisów gry, potem jest część sprawnościowa – bieg interwałowy albo Cooper, w zależności od klasy rozgrywkowej i wieku. Trzeba się do tego solidnie przygotować. W tym roku egzaminy odbywały się na stadionie w Oleśnicy – każdy mógł zobaczyć, jak to wygląda.
Jaki powinien być dobry sędzia? – Dobry sędzia musi być zdecydowany, szybki w podejmowaniu decyzji i konsekwentny. Swoją postawą powinien budować autorytet. Zawodnicy muszą czuć, że sędzia panuje nad meczem i że nie da sobie wejść na głowę. Ważna jest też umiejętność współpracy w zespole i ‘oczy dookoła głowy. No i pokora – trzeba umieć przyjąć uwagi od bardziej doświadczonych kolegów – podkreśla Joanna, nie ukrywając, że podziwia sędziów, którzy przeszli podobną drogę. – Na pewno podziwiam Damiana Sylwestrzaka i Adama Karasewicza z Kolegium Sędziów Wrocław, do którego należę. W przeszłości miałam zaszczyt sędziować z nimi mecze A klasy. Dziś to sędziowie międzynarodowi, którzy debiutowali już w Lidze Mistrzów. To pokazuje, że ciężka praca naprawdę się opłaca – mówi.
Po dwóch dekadach na murawie Joanna nie ma wątpliwości, że to była właściwa droga. – Kocham sędziowanie, to część mojego życia. Każdy mecz to nowe emocje, nowe doświadczenia. Gdy wchodzę na boisko, zapominam o wszystkim innym – podkreśla.