REKLAMA

Turniej bokserski już za tydzień. Kim byli bracia Olechowie?

Red | Red
REKLAMA

22 i 23 czerwca w hali sportowej oleśnickiego Atola odbędzie się V Międzynarodowy Memoriał im. Artura i Zbigniewa Olechów.

Organizatorem wydarzenia jest Gwardia Wrocław, z którą związani byli bracia-bokserzy. W tym roku Memoriał ich imienia odbywa się w naszym mieście, a my sprawdziliśmy, kim byli bracia Olechowie?

Od kiedy walczyli?

Urodzili się 22 czerwca 1940 r. we Lwowie, jednak po zakończeniu wojny zamieszkali we Wrocławiu, w willi na Karłowicach. W pobliskiej hali sportowej odbywały się bokserskie mecze wojskowych reprezentacji miast. Na zawody zabierał braci ich sąsiad, porucznik (później generał) Florian Siwicki. Od zawodników dostawali rękawice i toczyli między sobą walki. Boks mieli chyba we krwi, bo ich ojciec, Tadeusz, przed wojną był zawodnikiem Czarnych Lwów.

Olechowie zaczynali swoją sportową przygodę w Ślęzie, w latach 50. przeszli do Pafawagu. Ich trenerem został Michał Szczepan, któremu – jak twierdzą – zawdzięczają swoje sukcesy. Milicja zaproponowała Szczepanowi prowadzenie świeżo powołanej sekcji boksu, a ten zabrał Olechów ze sobą. W ten sposób przeszli do wrocławskiej Gwardii. W sezonie, kiedy drużyna zdobyła mistrzostwo, Zbigniew Olech wywalczył najwięcej punktów. To był początek jego sukcesów. W 1959 r., podczas międzynarodowego turnieju, wygrał z mistrzem Europy, Henrykiem Kukierą w wadze muszej. Po raz pierwszy również w tym roku uzyskał tytuł mistrza Polski. W sumie na 5 pojedynków z Kukierą, Olech wygrał 3. Jednak przy ustalaniu składu na olimpiadę w Rzymie, trener kadry narodowej postanowił zaufać Kukierze. Ostatecznie Kukiera odpadł w pierwszej walce z rumuńskim zawodnikiem, Miricą Dubrescu. Miesiąc później Zbigniew Olech pokonał Dubrescu w trakcie zawodów w Łodzi. W 1961 r. dostał jednak szansę – udział w mistrzostwach Europy w Belgradzie. Niestety w ćwierćfinale przegrał z Niemcem, Otto Babiaschem.

Duże sukcesy

Artur Olech pierwszy duży sukces odniósł na olimpiadzie w Tokio w 1964 r. Początkowo wydawało się, że niewiele osiągnie – w wyniku losowania jego przeciwnikiem miał zostać Bułgar, Stefan Panajotow uznawany za faworyta. Walka była wyrównana, jednak sędziowie stosunkiem głosów 3:2 wskazali na Olecha. Kolejne walki wygrywał coraz łatwiej, za każdym razem zdobywał coraz większą przewagę nad przeciwnikami. Dopiero w finale przegrał 4:1 z Włochem, Fernando Atzorim. Na kolejnej olimpiadzie (Meksyk, 1968 r.) Olech znów zdobył srebrny medal. Sławę podczas tych igrzysk zdobył jednak nie dzięki medalowi, a … swojej uczciwości. Otóż znalazł portfel z 650 funtami (Polacy zarabiali wtedy średnio równowartość 10 funtów) i oddał go organizatorom 🙂

Po olimpiadzie Olechowie postanowili przejść na zawodowstwo. Polski Związek Bokserski pozwolił im na odbycie kilku pokazowych walk zagranicą, m.in. w Austrii. Po powrocie jednak okazało się, że ich plan na dalszą karierę sportową może się nie udać – dowiedzieli się, że władze niechętnie patrzą na te starania. Przyczyną były właśnie zagraniczne walki i wypłacane za nie dolary. Krytykowano ich za zdradę idei sportu amatorskiego, pojawiły się podejrzenia, że przemycali złoto ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych. W związku z tym zrezygnowali z wyjazdu zagranicę, ale przenosili się do innych polskich miast: najpierw do Łodzi, później do Zielonej Góry, gdzie ukończyli pedagogikę na tamtejszej filii Uniwersytetu Wrocławskiego oraz studium opieki nad dziećmi 🙂

Po zakończeniu kariery w 1975 r. wrócili do Wrocławia, gdzie prowadzili zajęcia wychowania fizycznego dla milicjantów: Artur w randze majora, a Zbigniew porucznika.

W środowisku znani byli jako dość charakterni i szczerzy. Artur Olech podczas olimpiady w Tokio został przyjęty przez cesarza Hirohito. Wcześniej trener pouczał go, że zgodnie z japońskim zwyczajem, nie może patrzeć cesarzowi w oczy, a głowę powinien trzymać pochyloną. Nie posłuchał, bo jak tłumaczył: zobaczył, że cesarz się uśmiecha, więc dlaczego sam miałby się do niego nie uśmiechnąć? W Niemczech z kolei odmówił rozpoczęcia walki, ponieważ spiker określił go jako zawodnika Gwardii Breslau. Pomimo nacisków milicyjnych przełożonych żaden z nich nie zapisał się do partii.

/źródło:Spacerem po Wrocławiu/

 

 

 

 

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA