REKLAMA

Krakowskie klimaty w oleśnickim MAK-u

Red | Red
Krakowskie klimaty w oleśnickim MAK-u
REKLAMA

Warsztaty, urodziny artystyczne czy też codzienne zajęcia dla młodych oleśniczan. Na tym skupia się codzienna działalność spółdzielni artystycznej MAK, która stała się już nieodłączną częścią oleśnickiego Rynku.

Miejsce stworzyły oleśnickie artystki – Anita Tomala-Najmrodzka, Marzena Klimowicz, Klaudia Skadorwa i Kamilla Kasprzak. – Tak jak ziarenka maku łączą się razem, by tworzyć wybuchową mieszankę, tak my połączyłyśmy siłę, wiedzę, pasję, talent, by tworzyć, inicjować, promować, by zmienić rzeczywistość innych – opowiadały jesienią 2017 roku, gdy MAK stawiał swoje pierwsze kroki w Oleśnicy.

Nie tylko zajęcia ceramiczne

W tym roku większość działań, które odbywają się w tym miejscu, spoczęła na barkach Kamilli Kasprzak. – Nadal tworzymy zespół, tyle że dziewczyny ze względów rodzinnych musiały na chwilę zawiesić działalność w MAK-u – mówi nasza rozmówczyni, która dba o to, by spółdzielnia mieszcząca się u progu oleśnickiego Rynku, przy ul. Kościelnej 18 tętniła życiem. – I tak jest – mówi.

Popołudniami odbywają się tutaj zajęcia ceramiczne dla najmłodszych. Organizuję również zajęcia plastyczne i coraz częściej zapraszam na warsztaty także osoby dorosłe. Są to i zajęcia artystyczne i ostatnio także kulinarne, które były całkowitą nowością, ale cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. W MAK-u można zorganizować artystyczne urodziny. Odbywają się też tutaj artystyczne lekcje integracyjne. Nie brakowało chętnych na udział w warsztatach piernikowych. Oleśniczan przyciąga klimatyczne wnętrze, miła atmosfera i muzyka sącząca się nieśmiało z głośników.

Chętnie nas tu odwiedzają

Ale MAK stara się wychodzić też poza swoją siedzibę. Prezentuje się na oleśnickich imprezach i jarmarkach. – A gdy robi się ciepło i możemy otworzyć drzwi do pracowni mieszkańcy, zachęceni tym faktem, zaglądają do nas bardziej śmiało – uśmiecha się oleśnicka artystka, która pamięta zarówno te wizyty, jak i te, które składają jej turyści z Polski.

– Oczywiście nie są one częste, ale pozostają w głowie – mówi. – Zajrzeli do mnie na przykład kiedyś ludzie z Krakowa. Usłyszałam od nich, że stworzyłyśmy miejsce przypominające klimatem krakowskie pracownie. To był dla mnie wyjątkowy komplement.

/zdjęcia: Grzegorz Kijakowski/

 

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA