Potrzebowaliśmy postawienia kreski, by ruszyć do przodu
Rozmowa z burmistrzem Sycowa Łukaszem Kuźmiczem
Panie burmistrzu na początku naszej rozmowy wróćmy do kwietniowych wyborów i Pana wygranej. Najpierw była wielka euforia, a później?
Nie łączyłbym wygranej z euforią. Powiedziałbym, że to dopiero start i pierwszy krok na trudnej drodze zarządzania gminą. A sama wygrana to jednocześnie świadomość bardzo dużej odpowiedzialności za losy gminy i poczucie tego, że nie można zawieść mieszkańców. W samorządzie każda decyzja burmistrza musi być dobra nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla lokalnej społeczności.
Pamięta Pan zapewne swój pierwszy dzień w pracy?
Niestety, nie mieliśmy takiego typowego przekazania urzędu przez poprzedników, ale nieoceniona była pomoc naczelników i urzędników, którzy przyjęli nas ciepło, i byli niezwykle pomocni. Był to czas, kiedy zbiegało się wiele przetargów i innych spraw związanych z inwestycjami. Musieliśmy tego przypilnować, żeby nie popełnić błędów, bo one mogłyby być tragiczne dla gminy. Do tego rozpoczęta przebudowa rynku, w którą trzeba było, mówiąc kolokwialnie, wejść. To był trudny początek.
Jaki był powód tego, że zdecydował się Pan na zlecenie audytu?
Główny powód tej decyzji to chęć poznania faktycznego stanu gminy. Potrzebowaliśmy swojego otwarcia, postawienia kreski, by ruszyć do przodu. Zapewniam, że nie było to polowanie na czarownice tylko rzetelne stwierdzenie stanu faktycznego, od finansów po procedury.
Czy było coś, w kwestiach finansowych lub inwestycyjnych, co Pana zaniepokoiło, a może ucieszyło?
Wielkich powodów do radości nie mamy, ale dotyczy to nie tylko naszej gminy, ale także innych samorządów w Polsce. Pieniądze, którymi dysponujemy nie pokrywają wszystkich potrzeb, tak więc potrzeba niemałej gimnastyki, by wszystko spiąć i jednocześnie rozwijać gminę. Ten stan rzeczy nie był dla mnie zaskoczeniem, bo orientowałem się w budżecie. Co do inwestycji – gmina nie ma obecnie na nie swoich pieniędzy. Musimy posiłkować się kredytami, obligacjami. Na kluczową inwestycję, jaką jest przebudowa rynku nie mieliśmy zabezpieczonych żadnych środków, a po naszym wejściu do urzędu firma, która te prace realizuje, zgłosiła się po połowę kwoty przewidzianej w umowie. Sytuacja była nerwowa i dopiero uchwała o emisji obligacji, które mają pokryć tę inwestycję trochę ją uspokoiła.
Przebudowa rynku to największa inwestycja, a inne? Będą kontynuowane?
Kolejna, bardzo duża inwestycja to ul. Malczewskiego. Wykonawca rozpoczyna prace po nowym roku. Zaczynamy też remont Kościuszki i Pułaskiego, następnie budowa drogi w Działoszy oraz projekt ul. Leśnej i ul. Sosnowej na Wiosce.
Nie sposób nie zapytać o to, jak układa się Panu współpraca z radnymi?
Bardzo dobrze. Nie próbujemy narzucać radnym żadnych rozwiązań. Zawsze, gdy pojawia się trudny temat, rozmawiamy, konsultujemy, niczego nie ukrywamy.
Jednym z punktów zapalnych poprzedniej kadencji była spalarnia odpadów. Jaki jest obecnie stan tego przedsięwzięcia?
Zaraz po objęciu władzy złożyliśmy wniosek do rady, by zmienić plan zagospodarowania dla terenu, na którym spalarnia mogłaby powstać, by trwale zablokować budowę. Rada Miejska wyraziła zgodę i ten plan jest obecnie zmieniany.
Pana poprzednik jest Pana bacznym recenzentem…
Jest mieszkańcem Sycowa, ma prawo do krytyki, ale ja tego na co dzień nie analizuję. Nie mam na to czasu, bo w urzędzie jest praca od świtu do zmierzchu, także w weekendy. Teraz skupiamy się na budżecie.
Czego życzyć Panu na kolejne lata?
Siły i tego, byśmy spotykali na swojej drodze ludzi życzliwych. Możemy się różnić, ale dyskutujmy,
a nie obrażajmy się. ■