REKLAMA

Aleksander Chrzanowski o wsparciu uchodźców: dobro zawsze wraca, mocno w to wierzę

KK | KK
Aleksander Chrzanowski o wsparciu uchodźców: dobro zawsze wraca, mocno w to wierzę
REKLAMA

Pokłady dobra w ludziach są ogromne – mówi Aleksander Chrzanowski, szef rady miasta, który od lutego angażuje się w pomoc uchodźcom przebywającym w Oleśnicy. O pracy i emocjach opowiedział w rozmowie z naszym portalem.

Pamięta Pan od czego zaczęło się Pana zaangażowanie w pomoc uchodźcom, którzy w lutym, w związku z wybuchem wojny w Ukrainie, zaczęli pojawiać się w Oleśnicy?

Początki były bardzo trudne, bo nie wiedzieliśmy, jak zmierzyć się z problemem. Nikt z nas nie był na to przygotowany, ale sztab kryzysowy zaczął działać niemal natychmiast. Pamiętam, że to burmistrz Jan Bronś zapytał mnie, czy zajmę się pomocą. I tak to się zaczęło. Podjąłem rękawicę.

Było ciężko?

Tak, bo napływ ludzi był mało zorganizowany i w skali kraju, i u nas także. Samo wyznaczenie miejsc, gdzie uchodźcy mają być ulokowani też budziło opory. Potrzebne były i takie miejsca, i wszystkie podstawowe przedmioty. Od łóżek, czy pościeli po odzież. Uruchomiliśmy wszystkie kontakty, oleśniczanie też stanęli na wysokości zadania. Bardzo dużą pracę wykonało Stowarzyszenie Polska 2050, co chciałbym podkreślić. Później stworzony przez nich punkt został przekazany miastu i my prowadzimy go do dzisiaj, choć zmienił on nieco swoją funkcję i zakres działania.

Chcę też podkreślić, że podczas działalności punktu współpracowaliśmy z wieloma podmiotami i osobami, dzieląc się tym, co otrzymywaliśmy od sponsorów. Wymienię tu m.in. Magdę Kopecką, która uruchomiła punkt przy ul. św. Jadwigi, panią Agnieszkę Podobińską ze Smardzowa, z którą podzieliliśmy się transportem darów z Irlandii. Zresztą tutaj historia jest naprawdę niezwykła, bo musieliśmy pojechać do Katowic, żeby tam na parkingu przeładować dary na nasze samochody.

Czyli pomoc płynęła z wielu stron…

Tak, to było niesamowite. Uruchomiliśmy swoje kontakty, ale nieoczekiwanie pojawiały się różne osoby chcące pomóc. Pamiętam, że podczas spotkania wolontariuszy podszedł do mnie pan Marcus Franken, z którym wiele lat temu współpracowałem w dawnej Aidzie. Padła propozycja organizacji koncertu charytatywnego w Belgii, z którego dochód miałby zostać przeznaczony dla naszych uchodźców. Transport zebranych darów zorganizowano za pośrednictwem firmy ROM. Inny, piękny gest, to pomoc z fundacji Mały Książe działającej w naszym mieście partnerskim Warendorf. Ta pomoc była tak ogromna, że do dzisiaj możemy spać spokojnie, biorąc pod uwagę ilość żywności i produktów chemicznych, w które zostaliśmy zaopatrzeni i które nam podarowano. Ogromną rolę odegrała także fundacja firmy Kerry. Prośba o pomoc do wszystkich oddziałów tej firmy została wysłana właśnie z Oleśnicy. Nasze punkty nie miały pralek, nie miały lodówek. To wszystko zostało kupione dzięki pracownikom Kerry. Nie mam słów uznania dla nich, dla pana Krzysztofa Małaszyńskiego, który zaangażował się w tę pomoc bardzo mocno.

Oleśnica przyjęła na początku wojny około 1500 osób.

To prawda. Część z nich na początku mogliśmy ulokować w hotelu Perła, bo rząd za pośrednictwem wojewody, przekazał nam 120 zł na osobę. Tak więc pierwszy transport trafił właśnie do Perły. Nie trwało to jednak długo i ze 120 zł zostało nam tylko 30 zł na osobę. Stanęliśmy przed kolejnym wyzwaniem, a więc przygotowaniem miejsc w lokalach należących do miasta. Powstały one m.in. przy ul. Bocka, w harcówce przy ul. Lwowskiej, w świetlicy przy ul. Bratniej, w sali sportowej jedynki, w Atolu i awaryjnie w budynku na Brzozowej, a także na parafii św. Jana.

Jakie emocje towarzyszyły wtedy uchodźcom?

Na zawsze pozostanie mi przed oczami widok tych, którzy dotarli do nas z Charkowa. Łza mi się w oku zakręciła, gdy ci ludzie wysiedli z autobusu. Zmęczenie, przerażenie, smutek. To był bardzo przygnębiający widok, który pogłębiało jeszcze ich fizyczne wyczerpanie spowodowane wielodniową ucieczką. Ci ludzie nie spali, nie jedli, zamykali się w sobie. Pomoc psychologiczna była koniecznością.

Jak teraz w Oleśnicy funkcjonuje pomoc uchodźcom?

Forma wsparcia się zmienia. W miejskich zasobach pozostało niewiele osób. Są to albo ci, którzy dotarli do nas niedawno, albo ci, którym na razie nie udało się usamodzielnić. Właśnie na nich skupiamy teraz naszą uwagę, starając się zaktywizować te osoby do samodzielnego funkcjonowania, do podjęcia pracy. Chcemy je popchnąć do działania.

Jest też grupa Ukraińców, którzy mocno angażują się w życie miasta.

To prawda. Możemy na nich liczyć w wielu sytuacjach. Myślimy o zorganizowaniu festiwalu pierogów, których oleśniczanie już raz próbowali. Chcemy, by uchodźcy poczuli się pełnoprawnymi mieszkańcami Oleśnicy i wiem, że wielu z nich już tak się czuje, że nie zamierza wracać.

Mówi się, że zimą do Polski może dotrzeć kolejna grupa Ukraińców.

Liczymy się z tym i teoretycznie jesteśmy na to przygotowaniu, choć wysiłek z pewnością znów będzie duży i znów będzie konieczne zaangażowanie wielu osób.

Domyślam się, że te wszystkie działania, o których rozmawialiśmy to była największa akcja społeczna w jakiej brał Pan udział.

Bez wątpienia tak. Jej przeprowadzenie nie byłoby możliwe, gdyby nie ci wszyscy ludzie, którzy stanęli na mojej drodze, którzy się do mnie odezwali. Nigdy o tym nie mówiłem, ale w czasie największego natężenia tych działań zmagałem się z chorobą. Pracowałem normalnie, ale sytuacja była poważna. Dzisiaj powtarzam sobie, że dostałem kolejną szansę i mogę ją wykorzystać, pomagając innym. Dobro zawsze wraca. Mocno w to wierzę.

Udostępnij:
REKLAMA
REKLAMA