Franio Cedro walczy o zdrowie i życie. Po pobycie w Przylądku Nadziei wrócił do domu, gdzie nabiera sił.
Przypomnijmy, że mały Franiu żyje w cieniu śmiertelnej choroby. Nowotwór płuc to nie jedyny zabójczy przeciwnik, z którym się mierzy. Franuś ma dystrofię mięśniową Duchenne’a. Jego mięśnie słabną i stopniowo zanikają. Z upływem lat chore dziecko traci zdolność chodzenia, ruszania rękami i nogami, połykania. – Dobrze wiem, co to za choroba. Zabrała mojego brata, w chwili śmierci miał tylko 23 lata. Badania wykazały, że chory jest także Franek. Od chwili jego narodzin robimy wszystko, by zatrzymać postęp choroby – mówi Agnieszka Cedro.
Po pobycie w Przylądku chłopiec przebywa obecnie w domu.- Mamy szpital w domu – opowiada mama chłopca. – Dużo rzeczy musieliśmy się nauczyć i nadal wszystkiego się uczymy. W tygodniu oczywiście obowiązkowe kontrole w przylądku na oddziale dziennym i do szpitala wracamy 4 czerwca. Franio czuje się w miarę dobrze, choć doskwiera mu ból nóżek, ale wyniki lecą w dół i nie wiemy czy nie będzie trzeba wracać na toczenie krwi.